sobota, 22 marca 2014

Pozwolę sobie zacytować, odc. 2

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
Opowiadano mi o nieprzyjemnościach, na jakie się przybysze narażają, zanim nabiorą nawyku do stosowania się do praw i porządków miejscowych, zwłaszcza we względzie stosunków pomiędzy mężczyzną a kobietą. W Polsce we wszystkich trzech zaborach, przewaga znajduje się po stronie męskiej - przewaga łagodzona zwyczajem w sferach towarzyskich wyższych, prawie nieograniczona w niższych. Bijanie, vulgo "pranie", bab przez mężów uważa się za rzecz zwyczajną. Mężowie nie przypuszczają, ażeby im nie wolno być miało kobiet ich wygrzmocić od czasu do czasu. Z wyobrażeniem tym przybywają do Ameryki i doświadczenie - niekiedy gorzkie - naucza ich, że wolność w Ameryce jest we względzie tym niewolą. Mąż nie tylko ręki na żonę podnieść nie ma prawa, ale żona do odpowiedzialności pociągnąć go może nie tylko za bicie, ale nawet za stosowanie do niej wyrazów obelżywych.

Zygmunt Miłkowski - Opowiadanie z wędrówki po koloniach polskich w Ameryce Północnej (Antologia polskiego reportażu XX wieku, tom 1)

czwartek, 13 marca 2014

Pozwolę sobie zacytować, odc. 1

Myślałem: kiedy to się dzieje, dlaczego tego nie można przyłapać, dlaczego dopiero z czasem się sobie uświadamia, że się dorosło? Domyśliłem się, że ta granica musi tkwić tam, gdzie nagle przestaje się tęsknie wyczekiwać przyszłości. Tej, w której już się będzie mężczyzną z wąsami, żoną i samochodem. Tej, w której będzie się mogło w uroczystości rodzinnej uczestniczyć z prawem do kieliszka. Tej, w której się w ogóle będzie już takim starszym, imponującym. Takim, co to już nie ma wągrów i łojotoku, i niepewności ruchów. Takim, co to już wytrzymuje wzrok żeński na sobie, nie spuszcza oczu po sobie, się nie pąsowi. Takim do którego już się mówi "proszę pana"; któremu się nie każe wstawać w klasie przed chóralnym "dzieeń-doo-bry"; któremu się w tramwaju nie zwraca uwagi "gówniarzu, może byś ustąpił". Słowem: gdy nagle się przestaje wyczekiwać przyszłości, bo już się dojrzeje do tego, żeby "im wszystkim pokazać". Ni stąd, ni zowąd za przeszłością tęsknić się zaczyna; a im odleglejsza, tym tęskni się bardziej, choćby i najgorsze to były wspomnienia, choćby i udokumentowane w młodzieńczym dzienniku jako czas udręki. Bo się już wie, że przeszłość to jedyne, czego nigdy nie będzie można dostąpić, kupić, przekupić, ubłagać, przeżyć ponownie. Bo się wie, że już się jest w tym wieku, do którego się tęskniło w młodości, ale nikomu niczego się nie pokazało.
[...]
Domyśliłem się, że chodzi o obecność. Że tak się człowiek przyzwyczaja od przedszkolnych lat, przez szkolne, licealne i studenckie, że codziennie ktoś sprawdza jego obecność. Wywołuje z listy i domaga się potwierdzenia: "Jestem". Przez te wszystkie lata ktoś jest zawsze zainteresowany tym, byśmy byli. Najpierw być musimy, potem powinniśmy - niezmiennie figurujemy jednak na listach obecności. Aż wreszcie z ostatnim dniem studiów ten przywilej się kończy: odtąd nikt już naszej obecności sprawdzać nigdy nie będzie, odtąd jesteśmy światu obojętni, możemy sobie być lub nie być. Pracodawcy nie interesuje nasza obecność, tylko efektywność - idealnym dla niego układem byłoby przecież zatrudnienie efektywnych duchów.
Wojciech Kuczok - Gnój
Wydawnictwo W.A.B., 2003


środa, 5 marca 2014

Victor Hugo - Człowiek śmiechu

Dawno, dawno temu, kiedy trawa była bardziej zielona, a termin działalność misyjna miał zupełnie inne znaczenie niż dziś, w TVP2 ukazał się półgodzinny reportaż o przygotowaniach do spektaklu Kuglarze i wisielcy, opartego na powieści Victora Hugo Człowiek śmiechu. Pomysłodawca i reżyser tego spektaklu - Krzysztof Zaleski, tłumacząc dlaczego wybrał właśnie tę powieść, powiedział:

Być może nawet nie jest to najwybitniejsza powieść Victora Hugo, ale jak ją czytałem wiele lat temu, to bardzo mi się spodobało, że jest w niej zawarta jakaś taka suma wiedzy o świecie: o jego prawdzie, racji, sprawiedliwości. [...] Taki może byłby cel naszego przedsięwzięcia. Nie po to, żeby kimś potrząsać (mówimy ci to, czego nie wiesz, pouczamy cię w imię czegoś), tylko być może w tobie, w nas wszystkich jest taka sfera emocji, myśli, cenzurowana właśnie przez to, że nie wypada się tak zachowywać, nie wypada pytać: a co to jest miłość? a co to jest nieszczęście? Tak jakoś jest. [...] Jesteśmy błaznami, nikt nas nie chce słuchać. Mówimy: prawda, miłość, sprawiedliwość, a inni mówią: przestań gadać te banały.
Victor Hugo
Spodobała mi się ta wypowiedź, bo dotyka sedna sprawy: dlaczego proza Hugo jest dziś nadal aktualna i dlaczego nadal porusza. Ale poza tym wyjaśnia też, dlaczego trochę niezręcznie jest mi o tym wszystkim pisać, a także dlaczego dziennikarce Barbarze Demick trochę niezręcznie było wydawać znów książkę, którą napisała prawie dwadzieścia lat temu, będąc młodą, naiwną reporterką:
Książka zatytułowana "Logavina Street" po raz pierwszy ukazała się w 1996 roku, rok po zakończeniu wojny. Po okresie spędzonym w Bośni opuściłam Europę Wschodnią, żeby pisać korespondencje z Bliskiego Wschodu, a później z Korei i Chin. Dziś jestem bardziej cyniczna i mniej mnie szokuje ludzkie cierpienie. Przygotowując książkę do drugiego wydania pod nowym tytułem "Besieged", wprowadziłam kilka poprawek redakcyjnych, żeby wygładzić styl, oparłam się jednak pokusie dokonania zmian w ustępach, które dzisiaj wydają mi się naiwne. Chciałam zachować niewinność tamtego czasu. W ten sposób opowieść jest bardziej autentyczna - czytelnik może przeżywać opisywane wydarzenia w ten sam sposób, w jaki ja przeżywałam je w latach dziewięćdziesiątych, podzielając oburzenie, które czułam jako początkująca korespondentka wojenna w Bośni.*
Bo cierpienie niewinnych ludzi, bieda i głód to sprawa owszem smutna, ale żeby się oburzać i pytać dlaczego, to już trochę infantylne.
I mimo że Victor Hugo żył w czasach, w których nie wszyscy zdążyli jeszcze podetrzeć sobie tyłek hasłem sprawiedliwości społecznej, to jakby coś przeczuwając stworzył bohatera, który cały czas próbuje swój romantyczny heroizm moralny ukryć pod maską cynizmu. Robi to jednak na tyle nieporadnie, abyśmy już od pierwszych stron nie mieli wątpliwości, że oto mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem naiwniaka. Tym bohaterem jest Ursus: 
Ursus żywił nienawiść do rodzaju ludzkiego, nienawiść nieubłaganą. Rozumiał on jasno, że życie ludzkie jest rzeczą straszną, widział, że składa się ono tylko z nawarstwiających się klęsk: królowie są klęską dla ludu, wojna - klęską dla królów, zaraza gorsza jest od wojny, głód od zarazy, a głupota najgorsza jest ze wszystkiego; stwierdził, że kara mieści się w pewnej mierze już w samym fakcie istnienia, śmierć uważał za wyzwolenie od niedoli, kiedyś zaś przyprowadzano mu chorego, leczył go. Znał on tajemnice kordiałów i napoi przedłużających życie starcom. Uzdrawiał paralityków rzucając im na pożegnanie takie oto sarkastyczne słowa: "No, stanąłeś już na nogi. A żebyś jak najdłużej chodził po tym padole łez!" Kiedy napotykał przymierającego głodem biedaka, dawał mu wszystkie grosze, jakie miał, poburkując przy tym: "Żyj, nieszczęsny, jedz. Trwaj długo. Już ja tam nie będę skracał twoich męczarni."
Z tej właśnie nienawiści do ludzi, pewnego dnia przygarnął do swojej budy na kółkach dwie zbłąkane sieroty: niewidomą Deę oraz tytułowego człowieka śmiechu Gwynplaine'a.
Twarz Gwynplaine'a była niczym maska komiczna, na zawsze zastygła w niemym śmiechu. Za ten stan rzeczy odpowiedzialni byli Comprachicos - włóczędzy trudniący się handlem dziećmi i przerabianiem ich na potworki, aby te mogły później dostarczać ludziom radości. Lud żądny jest zabawy i śmiechu; królowie również. Na jarmarku potrzebny jest sztukmistrz; w pałacu potrzebny jest błazen. 

Conrad Veidt odgrywający rolę Gwynplaine'a w niemym filmie The Man Who Laughs z 1928 roku. Najprawdopodobniej to on był inspiracją do stworzenia postaci Jokera.

Akcja tej wielowątkowej powieści rozgrywa się w Anglii pod koniec XVII i na początku XVIII wieku. Fragmenty poświęcone trójce głównych bohaterów (i zupełnie nieciekawemu, jak to często bywa w powieściach romantycznych, wątkowi miłosnemu) przeplatają się z opisami intryg dworskich oraz zawirowań politycznych. Narracja jest niespieszna, przerywana wieloma dygresjami, które pojawiają się zazwyczaj w momencie największego napięcia, gdy wszystko właśnie ma się wyjaśnić. Głównych bohaterów poznajemy gdy są na dnie i jako że jest to powieść Victora Hugo, a nie Dom nad rozlewiskiem, możemy spodziewać się, że będzie tylko gorzej. Z całej gmatwaniny wątków i postaci, na pierwszy plan wychodzi w końcu to o czym Hugo pisał przez większość swojego życia, czyli niesprawiedliwość społeczna: dramat ciemiężonego ludu i dostatek, w który opływa uprzywilejowana klasa wyższa.
I dla takich właśnie banałów czytam Victora Hugo oraz powieści, w których narratorami są dzieci.

Znowu i tak jak zawsze, 
co widać powyżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.**


Ocena: 5/5
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1953
Tłumaczenie: Hanna Szumańska-Grossowa

* Barbara Demick - W oblężeniu, tłum. Hanna Pustuła-Lewicka
** Fragment wiersza Schyłek wieku autorstwa Wisławy Szymborskiej