Dawno, dawno temu, kiedy trawa była bardziej zielona, a termin 
działalność misyjna miał zupełnie inne znaczenie niż dziś, w TVP2 
ukazał się półgodzinny 
reportaż o przygotowaniach do spektaklu 
Kuglarze i wisielcy, opartego na powieści Victora Hugo 
Człowiek śmiechu. Pomysłodawca i reżyser tego spektaklu - 
Krzysztof Zaleski, tłumacząc dlaczego wybrał właśnie tę powieść, powiedział:
 
Być może nawet nie jest to najwybitniejsza powieść Victora Hugo, ale jak
ją czytałem wiele lat temu, to bardzo mi się spodobało, że jest w niej zawarta
jakaś taka suma wiedzy o świecie: o jego prawdzie, racji, sprawiedliwości.
[...] Taki może byłby cel naszego przedsięwzięcia. Nie po to, żeby kimś
potrząsać (mówimy ci to, czego nie wiesz, pouczamy cię w imię czegoś), tylko
być może w tobie, w nas wszystkich jest taka sfera emocji, myśli, cenzurowana
właśnie przez to, że nie wypada się tak zachowywać, nie wypada pytać: a co to
jest miłość? a co to jest nieszczęście? Tak jakoś jest. [...] Jesteśmy
błaznami, nikt nas nie chce słuchać. Mówimy: prawda, miłość, sprawiedliwość, a
inni mówią: przestań gadać te banały.
 
  | 
| Victor Hugo | 
Spodobała
 mi się ta wypowiedź, bo dotyka sedna sprawy: dlaczego proza Hugo jest 
dziś nadal aktualna i dlaczego nadal porusza. Ale poza tym wyjaśnia też,
 dlaczego trochę niezręcznie jest mi o tym wszystkim pisać, a także 
dlaczego dziennikarce Barbarze Demick trochę niezręcznie było wydawać znów książkę, 
którą napisała prawie dwadzieścia lat temu, będąc młodą, naiwną 
reporterką:
Książka zatytułowana "Logavina Street" po raz 
pierwszy ukazała się w 1996 roku, rok po zakończeniu wojny. Po okresie 
spędzonym w Bośni opuściłam Europę Wschodnią, żeby pisać korespondencje z
 Bliskiego Wschodu, a później z Korei i Chin. Dziś jestem bardziej 
cyniczna i mniej mnie szokuje ludzkie cierpienie. Przygotowując książkę 
do drugiego wydania pod nowym tytułem "Besieged", wprowadziłam kilka 
poprawek redakcyjnych, żeby wygładzić styl, oparłam się jednak pokusie 
dokonania zmian w ustępach, które dzisiaj wydają mi się naiwne. Chciałam
 zachować niewinność tamtego czasu. W ten sposób opowieść jest bardziej 
autentyczna - czytelnik może przeżywać opisywane wydarzenia w ten sam 
sposób, w jaki ja przeżywałam je w latach dziewięćdziesiątych, 
podzielając oburzenie, które czułam jako początkująca korespondentka 
wojenna w Bośni.*
 
Bo cierpienie niewinnych ludzi, bieda i głód
 to sprawa owszem smutna, ale żeby się oburzać i pytać dlaczego, to już 
trochę infantylne.
I mimo że Victor Hugo żył w czasach, w których nie 
wszyscy zdążyli jeszcze podetrzeć sobie tyłek hasłem sprawiedliwości 
społecznej, to jakby coś przeczuwając stworzył bohatera, który cały czas
 próbuje swój romantyczny heroizm moralny ukryć pod maską cynizmu. Robi 
to jednak na tyle nieporadnie, abyśmy już od pierwszych stron nie mieli 
wątpliwości, że oto mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem 
naiwniaka. Tym bohaterem jest Ursus:  
Ursus
 żywił nienawiść do rodzaju ludzkiego, nienawiść nieubłaganą. Rozumiał 
on jasno, że życie ludzkie jest rzeczą straszną, widział, że składa się 
ono tylko z nawarstwiających się klęsk: królowie są klęską dla ludu, 
wojna - klęską dla królów, zaraza gorsza jest od wojny, głód od zarazy, a
 głupota najgorsza jest ze wszystkiego; stwierdził, że kara mieści się w
 pewnej mierze już w samym fakcie istnienia, śmierć uważał za wyzwolenie
 od niedoli, kiedyś zaś przyprowadzano mu chorego, leczył go. Znał on 
tajemnice kordiałów i napoi przedłużających życie starcom. Uzdrawiał 
paralityków rzucając im na pożegnanie takie oto sarkastyczne słowa: "No,
 stanąłeś już na nogi. A żebyś jak najdłużej chodził po tym padole łez!"
 Kiedy napotykał przymierającego głodem biedaka, dawał mu wszystkie 
grosze, jakie miał, poburkując przy tym: "Żyj, nieszczęsny, jedz. Trwaj 
długo. Już ja tam nie będę skracał twoich męczarni."
 
Z tej właśnie nienawiści do ludzi, pewnego dnia przygarnął do swojej budy na kółkach dwie zbłąkane sieroty: niewidomą Deę oraz tytułowego człowieka śmiechu Gwynplaine'a.
Twarz Gwynplaine'a była niczym maska komiczna, na zawsze zastygła w niemym śmiechu. Za ten stan rzeczy odpowiedzialni byli 
Comprachicos - włóczędzy trudniący się handlem dziećmi i przerabianiem ich na potworki, aby te mogły później dostarczać ludziom radości. 
Lud żądny jest zabawy i śmiechu; królowie również. Na jarmarku potrzebny jest sztukmistrz; w pałacu potrzebny jest błazen. 
  | 
| Conrad Veidt odgrywający rolę Gwynplaine'a w niemym filmie The Man Who Laughs z 1928 roku. Najprawdopodobniej to on był inspiracją do stworzenia postaci Jokera. | 
 
Akcja tej wielowątkowej powieści rozgrywa się w Anglii pod koniec XVII i na początku XVIII wieku. Fragmenty poświęcone trójce głównych bohaterów (i zupełnie nieciekawemu, jak to często bywa w powieściach romantycznych, wątkowi miłosnemu) przeplatają się z opisami intryg dworskich oraz zawirowań politycznych. Narracja jest niespieszna, przerywana wieloma dygresjami, które pojawiają się zazwyczaj w momencie największego napięcia, gdy wszystko właśnie ma się wyjaśnić. Głównych bohaterów poznajemy gdy są na dnie i jako że jest to powieść Victora Hugo, a nie Dom nad rozlewiskiem, możemy spodziewać się, że będzie tylko gorzej. Z całej gmatwaniny wątków i postaci, na pierwszy plan wychodzi w końcu to o czym Hugo pisał przez większość swojego życia, czyli niesprawiedliwość społeczna: dramat ciemiężonego ludu i dostatek, w który opływa uprzywilejowana klasa wyższa. 
I dla takich właśnie banałów czytam Victora Hugo oraz powieści, w których narratorami są dzieci. 
Znowu i tak jak zawsze, 
co widać powyżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.**
Ocena: 5/5
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1953
Tłumaczenie: Hanna Szumańska-Grossowa
* Barbara Demick - W oblężeniu, tłum. Hanna Pustuła-Lewicka
** Fragment wiersza Schyłek wieku autorstwa Wisławy Szymborskiej