Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się właśnie książka
Zjadanie zwierząt, opowiadająca o tym jak okrutnym biznesem są przemysłowe hodowle zwierząt. Temat przykry, więc podejrzewałam, że może to być lektura emocjonalnie obciążająca. Ale to co mnie spotkało przerosło moje oczekiwania. Jestem zupełnie zdruzgotana! Od paru dni mam problemy ze snem i jedzeniem; gdy już zasnę, budzę się zlana potem.
W książce Foera znaleźć możemy wiele opisów tego jak zwierzęta są traktowane podczas uboju, jak personel ubojni się nad nimi znęca, jak jeszcze żywym odcina różne części ciała, a nawet oddaje na nie mocz (tak przynajmniej twierdzą pracownicy PETA), aż w końcu, po całych tych cierpieniach otrzymujemy produkt w najmniejszym stopniu nie przypominający tego czym kiedyś był.
Mniej więcej coś takiego z książką
Zjadanie zwierząt zrobiła jej tłumaczka
Dominika Dymińska (tak, ta od
Mięsa) i to właśnie jest przyczyną mojego obecnego stanu ducha.
Trudno powiedzieć coś o inteligencji świni przyglądając się pudełku z mieloną wieprzowiną, tak samo trudno powiedzieć coś o książce Foera, na podstawie jej polskiego "przekładu". Dlatego w tej recenzji nie będzie nic o tym czy warto czytać Foera czy nie. Będzie tylko o tym, że nie warto czytać tej książki po polsku, bo w zasadzie to uważam, że nie istnieje polskie tłumaczenie książki
Eating Animals. Istnieje pełna błędów książka
Zjadanie zwierząt, której autorką jest Dominika Dymińska.
Na początku wszystko przebiegało normalnie, aż do 54 strony, gdy trafiłam na dwa zdania, które wprawiły mnie w niejaką konsternację:
W ciągu 70 lat inżynieria genetyczna sprawiła, że osiągają [brojlery] dwa razy większe rozmiary w dwa razy krótszym czasie. Kiedyś kurczaki żyły około 20 lat, a dzisiejsze brojlery zabija się po sześciu tygodniach.

Aby zrozumieć co jest nie tak w pierwszym zdaniu trzeba wiedzieć czym jest inżynieria genetyczna; a jest to, w wielkim skrócie*, dziedzina zajmująca się bezpośrednią ingerencją w materiał genetyczny. To właśnie dzięki inżynierii genetycznej powstają GMO, czyli Organizmy Genetycznie Modyfikowane. No i teraz dochodzimy do sedna sprawy. W tym roku mija 60 lat od odkrycia struktury DNA, czy możliwe jest w takim razie, aby inżynieria genetyczna już od 70 lat była wykorzystywana w hodowli zwierząt? Oczywiście nie. Początki inżynierii genetycznej to lata 70. XX wieku. Skąd więc informacja o 70 latach inżynierii genetycznej? Na początku pomyślałam, że winny jest autor, który inżynierią genetyczną nazywa sztuczną selekcję. Zaczęłam więc poszukiwania. I tak w którymś momencie poszukiwań trafiłam na pdf dostępny on-line z całą książką
Eating Animals w oryginale . I wiecie co się okazało? Że autor wcale nie pisał w tym zdaniu o inżynierii genetycznej. Z polskiego przekładu wynika natomiast, że inżynieria genetyczna jest podstawowym narzędziem pracy hodowcy zwierząt. Jest to już nie tylko kiepskie tłumaczenie, co bardzo poważne przekłamanie.
Wydawaniem pozwoleń na sprzedawanie zwierząt genetycznie modyfikowanych (GE animals - genetically engineered animals) jako produktu spożywczego zajmuje się w Stanach FDA (Food and Drug Administration). Jak można dowiedzieć się z ich strony na razie nie wydano, ani jednego takiego pozwolenia (firma AquaBounty, próbuje bezskutecznie od 1995 roku uzyskać zezwolenie dla swojego genetycznie modyfikowanego łososia).
Dobrze, pewnie chcecie już wiedzieć skąd w polskim przekładzie ta inżynieria genetyczna i jak wyglądało to zadanie w oryginale.
In
the same period [since the 1930s], they have been engineered to grow more than twice as large
in less than half the time.
Słowem, którego używa autor jest
engineer (inżynieria genetyczna to
genetic engineering), a więc chodzi tu po prostu o to, że brojlery zostały
zaprojektowane, tak, aby osiągać większe rozmiary. Jak przebiega takie
projektowanie? Poprzez sztuczną selekcję (hodowca dobiera drób w pary), której przeważnie towarzyszy sztuczne zapłodnienie.
Moją uwagę zwróciło też następne zdanie, o tym, że kiedyś
kurczaki żyły około 20 lat. Co mamy w oryginale?
Chickens once had a life expectancy
of fifteen to twenty years.
A więc okazuje się, że kiedyś przewidywaną długością życia kurczaków było 15 do 20 lat. Co nie oznacza oczywiście, że kurczaki tyle żyły, ale, że ich biologia pozwalałaby im na tak długie życie (a o to czy 70 lat temu ktokolwiek czekał 15 lat, żeby zrobić sobie rosół można spytać babcię, albo dziadka).
Wróćmy jednak do inżynierii genetycznej. Oczywiście możecie powiedzieć, że to ludzka rzecz pomylić engineered z genetically engineered. W takim razie proszę zostańcie ze mną, bo to dopiero początek. Okazuje się, że modern genetic knowlege, czyli współczesna wiedza genetyczna, według tłumaczki też spokojnie może zostać przetłumaczona jako inżynieria genetyczna, i tak ze zdania:
We have
focused the awesome power of modern genetic knowledge to bring into
being animals that suffer more.
otrzymujemy:
Wykorzystując ogromną moc inżynierii
genetycznej, skazaliśmy zwierzęta na dodatkowe cierpienie.
Genetyka i inżynieria genetyczna to nie są synonimy i to nie inżynieria genetyczna jest winna cierpieniu zwierząt w przemysłowych hodowlach.
Pani Dominika Dymińska nie jest tego najwyraźniej świadoma. Wie natomiast, że inżynieria genetyczna to modny termin i brzmi mądrze, dlatego np. na stronie 265 postanawia go użyć aż dwa razy.
Serious health problems have been
bred into their genes in the process of engineering them
W tym zdaniu chodzi o genetycznie wady, które pojawiają się u zwierząt krzyżowanych przez hodowców, a więc można powiedzieć "projektowanych" (engineered) tak, aby np. osiągały jak największe rozmiary ciała. Problemem, który tu się pojawia jest to, że razem z cechą pożądaną można utrwalić też cechę niepożądaną, bo krzyżowanie nie jest metodą precyzyjną. Precyzyjną metodą jest natomiast
inżynieria genetyczna, w której do organizmu wprowadzić można jeden konkretny gen, ten o który nam chodzi. Niestety pani Dominika mimo, że o inżynierii genetycznej pisze dużo, nadal nie wklepała tego terminu w google i nie sprawdziła czym jest. Stąd też powyższe zdanie przetłumaczyła jako:
wskutek inżynierii genetycznej łatwiej zapadają na pewne choroby
A
następnie na tej samej stronie control of genetics również stało się inżynierią genetyczną.
Dominika Dymińska informuje nas
też, że w 1964 roku przemysł drobiarski zwrócił się w stronę inżynierii
genetycznej. Amerykańscy hodowcy korzystali z inżynierii genetycznej,
jeszcze zanim ją wynaleziono. To jest
właśnie postępowość!
Ale nie, chwila... In 1946,
the poultry industry turned its gaze to genetics, czyli jednak nie ta
metoda i nawet nie ten rok.
No dobrze, ale ile razy można
użyć terminu inżynieria genetyczna, bądźmy kreatywni, modyfikacja genetyczna
brzmi równie dobrze i na pewno znaczy to samo co poor genetics, dlatego:
Other studies indicate that poor genetics,
lack of movement, and poor nutrition leave 10 to 40 percent of pigs
structurally unsound [...]
to:
Inne badania wykazały, że od 10 do
40 procent, źle odżywionych, zmodyfikowanych genetycznie i pozbawionych
możliwości ruchu zwierząt rodzi się z wadami [...]
(A i czytanie ze zrozumieniem pani Dominiko: 10 do 40 procent "zmodyfikowanych genetycznie" zwierząt rodzi się z wadami, czy "modyfikacja genetyczna" sprawia że 10 do 40 procent będzie miało wady?)
Problemem jest nie tylko to, że pani Dymińska najwyraźniej nie interesowała się niedawną awanturą o GMO (albo
interesowała się w nią w taki sposób jak Doda, czyli uważa, że nie można dodawać chemii do jedzenia), ale w ogóle była chyba na
bakier z biologią w szkole. Stąd też pewnie przekonanie, że climat change (zmiana
klimatu) to to samo co dziura ozonowa.
More recent and authoritative studies by the
United Nations and the Pew Commission show conclusively that globally, farmed
animals contribute more to climate change than transport.
Oznacza według tłumaczki tyle co:
Bardziej miarodajne badania przeprowadziły ONZ i Pew
Research Center. Wynika z nich, że zakłady chowu przemysłowego stanowią dla
dziury ozonowej zagrożenie większe niż transport.
Zagrożenie dla dziury ozonowej? To chyba dobrze? (i tu pytanie czym w zasadzie w tej książce zajmowali się redaktor i korektor?).
Z
biologicznych ciekawostek, okazuje się też, że inflammatory and autoimmune
diseases (czyli choroby zapalne i autoimmunologiczne; poradził sobie z tym
nawet google translator) to według tłumaczki stany zapalne układu
immunologicznego, nie jestem w stanie wam wytłumaczyć co to takiego, tu moja
wiedza biologiczna się kończy, piszcie do pani Dominiki.
Koewolucja jest kolejnym terminem, który nic tłumaczce nie mówi, ale wydaje jej się, że może
oznaczać
pewien bardzo konkretny moment ewolucji.
Intuicji trzeba ufać, słowniki i encyklopedie są dla leszczy. Dlatego zdanie:
A common trope, ancient and
modern, describes domestication as a process of coevolution between humans and
other species.
w którym chodzi o to, że uważa się, iż udomowienie zwierząt zaszło dzięki
koewolucji** pomiędzy człowiekiem, a innymi gatunkami, w książce pani Dominiki, spotkać można pod taką postacią:
Według obiegowej teorii udomowienie zwierząt nastąpiło w pewnym bardzo
konkretnym momencie ewolucji.
Nie wiadomo o jaki to konkretny moment chodzi, bo w dalej autor opowiada o
"umowie" między człowiekiem a zwierzętami (co może być nie do końca
dla polskiego czytelnika zrozumiałe, bo pozbawiono nas zdania o koewolucji), ale
nie pisze już nic o
konkretnym momencie.
Podobno największy problem współczesnej
młodzieży sprawia czytanie ze zrozumieniem.
Jestem w stanie w to uwierzyć:
H stands for hemagglutinin, a spike-shaped
protein found on the surface of influenza viruses and named after its ability
to “agglutinate” — that is, to clump together red blood cells.
Czego dowiadujemy się z tego zdania? Tego, że H (w nazwach wirusów, np. H5N1) pochodzi od słowa hemaglutynina, które jest nazwą białka znajdującego się na powierzchni wirusów grypy, mającego zdolność do aglutynacji, czyli zlepiania czerwonych krwinek.
U naszej tłumaczki będzie to:
“H” to skrót od nazwy hemaglutynina. Hemaglutynina
to białko o klinowatym kształcie znajdujące się na powierzchni wirusów grypy. Nazwa
pochodzi od zdolności cząsteczek tej substancji do aglutynacji (czyli zlepiania
się w sposób podobny jak krwinki).
A
uważne czytanie ze zrozumieniem jest w pracy tłumacza bardzo ważne. Czasami
jedno słowo, a nawet litera może zmienić sens zdania:
“Solid
food” in this case often includes dried blood plasma, a byproduct from slaughterhouses.
"Pasza treściwa" to między innymi sproszkowane osocze krwi
i odpady z rzeźni. (zgodnie z oryginałem powinno być: osocze krwi, będące odpadem z rzeźni)
Rozumiem, że Dominika Dymińska sama jest pisarką, więc ciężko jej zaakceptować pisanie nie swoim stylem, ale na tym właśnie polega tłumaczenie. Staramy się oddać jak najwięcej po pierwsze z pierwotnego sensu (tu już wiemy, że tłumaczka poległa), po drugie z oryginalnego stylu autora. Oczywiście nie wszystko da się przetłumaczyć i nie wszystko powinno się tłumaczyć dosłownie. Tu tłumaczka wydaje się, wiedzieć, że tak jest, ale nie za bardzo jeszcze wie kiedy trzeba tłumaczyć wiernie, a kiedy należy kombinować.
Kombinuje więc tam, gdzie powinna przetłumaczyć to co napisał autor, bo jest to jak najbardziej przetłumaczalne:
I found his
manner to be hugely pleasant, especially given all of the silence and
misdirection I’d encountered in every other slaughterer I’d spoken (or tried to
speak) to.
Jest naprawdę miły w porównaniu z innymi ludźmi z branży
mięsnej, z jakimi miałem przyjemność (lub przykrość) rozmawiać
Po pierwsze, wiem, że rzeźnik to brzydkie słowo, ale tym właśnie jest slaughterer, po drugie, w oryginale jest rozmawiałem (lub próbowałem porozmawiać), tłumaczka uznała, że ładniej będzie miałem przyjemność (lub przykrość) rozmawiać. To czy jest ładniej to kwestia gustu, natomiast na pewno nie jest wiernie, a to ma znaczenie. W książce autor opisuje wiele prób skontaktowania się z pracownikami rzeźni, na które przeważnie nie dostawał żadnej odpowiedzi, stąd właśnie rozmawiałem (lub próbowałem rozmawiać), stąd też silence and misderection (w tym przypadku milczenie i zbywanie/wprowadzanie w błąd), czego tłumaczka postanowiła w ogóle nie tłumaczyć.
Zauważyłam, że tłumaczenie tylko niektórych słów ze zdania to w ogóle chyba ulubiona technika pani Dymińskiej (technika pozwalająca na osiągnięcie większej efektywności?). Np. mamy takie zdanie: jakim cudem żydowski chłopiec stał się jednym z najważniejszych rolników na świecie? Czy to rzeczywiście takie dziwne, czy potrzebny jest do tego cud, aby Żyd został rolnikiem? Jak zwykle fragment oryginału może nam wiele wyjaśnić: How did a first-generation American, a Jewish city boy, become one of the most important ranchers in the world? Czyli jednak nie chodzi o to, że to żydowski chłopiec został rolnikiem, ale że żydowski chłopiec z miasta, należący do pierwszego pokolenia urodzonego w Ameryce, został jednym z najważniejszych rolników na świecie.
Podobna historia przydarzyła się rozdziałowi, którego polski tytuł brzmi Nie chodzę nocą po farmach. W tym rozdziale autor opowiada o tym jak włamuje się w nocy na farmę. Dziwne prawda? W oryginale już mniej, bo tam tytuł rozdziału brzmi: I’m
Not the Kind of Person Who Finds Himself on a Stranger’s Farm in the Middle of
the Night, czyli mniej więcej tyle co: Nie jestem typem człowieka, który by się
włóczył po nieswojej farmie w środku nocy.
Jeśli
jesteście już po lekturze Zjadania zwierząt i właśnie pakujecie walizki, aby
pojechać do USA i pracować w Smithfield, gdzie byle menedżer może zarobić 12,6
miliona dolarów, o czym mówi ten fragment: Były menedżer Smithfield Joseph Luter
zarobił tyle na opcjach na giełdzie w 2001 roku, to radzę się jednak
rozpakować, ten były menedżer to former CEO, czyli (czego pewnie nie muszę
mówić nikomu, kto pracował w korporacji, miał biurko w open space, a jego szef
nie komentował jego pracy tylko wysyłał mu feedback, po przeczytaniu jego
time-sheetu) Chief Executive Officer (dyrektor generalny). A, i nie zarobił a
otrzymał te opcje, ale to już kosmetyka.
Mogłabym tak jeszcze przez dłuższy
czas, ale nie chcę męczyć siebie i was. Na potrzeby tej notki chyba już
wystarczy. Jeśli ktoś ma tę książkę i chciałby dostać erratę to mogę przesłać
wszystko to co znalazłam, ale szczerze mówiąc, nawet wtedy obawiam się, że
czytanie tego "tłumaczenia" nie ma sensu. Bo tak jak wspomniałam na
początku to nie jest tłumaczenie. To jest książka z gatunku science fiction, napisana przez Dominikę
Dymińską, inspiracją do której była książka Eating Animals Jonathana Safrana
Foera.
Oczywiście wina nie leży tylko po stronie tłumaczki, bo była też podobno
redakcja (Jakub Bożek) i korekta (Magdalena Szroeder), która nie wyłapała tych wszystkich błędów. A w przypadku takich książek powinna też być korekta merytoryczna, której najwyraźniej nie było (a jeśli była to lepiej się do tego nie przyznawać).
Teraz pozostaje nam wszystkim zapłakać jak ta krowa w Zjadaniu
zwierząt (Bili je tak strasznie... A one płakały z wywieszonymi językami. -
podpowiedź dla tłumaczki, czasownik to cry ma kilka znaczeń).
Ocena: 0/5
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Tłumaczka: Dominika Dymińska
Rok wydania: 2013
* Kto nie lubi wielkich skrótów tego zapraszam na stronę
Encyklopedii Britannica lub
Encyklopedii PWN, a jeśli kogoś naprawdę interesuje temat to polecam książkę
DNA. Tajemnica życia, tam w rozdziale
Zabawa w stwórcę: DNA projektowany na miarę, można przeczytać o tym jak powstała inżynieria genetyczna.
**
Koewolucja to przemiany ewolucyjne zachodzące jednocześnie w co najmniej 2 gatunkach
wskutek wzajemnego oddziaływania na siebie ich osobników. (źródło: Encyklopedia PWN)