poniedziałek, 15 lipca 2013

Francis Scott Fitzgerald - Listy do córki

Są takie książki, które się czyta i są takie książki, które się podczytuje. Słownik języka polskiego podczytywanie definiuje jako czytanie czegoś powoli, z przerwami, ale często. Oczywiście definicja ta w żaden sposób nie wyczerpuje tematu, bo pozostaje jeszcze kwestia tego jakie książki się podczytuje, a jakich nie i dlaczego. Powód dla którego to zagadnienie nie weszło do definicji podczytywania, jest zapewne taki, że jest to sprawa wysoce indywidualna.
Wnioskując po tym jakie książki znajduję u moich znajomych w toaletach, są tacy dla których sprawą zupełnie normalną jest podczytywanie wszystkiego, nawet powieści (w toaletach moich znajomych króluje fantasy), a są z kolei tacy, którzy czytają konsekwentnie, ściśle trzymając się z góry założonego czytelniczego planu i potrafią jak Rain Man przeczytać książkę telefoniczną podczas jednego posiedzenia, takim przypadkiem jest np. moja siostra, której obca jest idea podczytywania, bez względu na to czy czyta tomik wierszy czy leksykon leków.
Ja jestem gdzieś po środku: powieści czytam, a nie podczytuję, reportaże raczej też, natomiast za lektury stworzone do podczytywania uważam wszelkie zbiory esejów czy felietonów, tomiki wierszy, chaotyczne wspomnienia i dzienniki. Czyli wszystko to co już samo w sobie nosi pewne znamiona niezborności, a więc równie niezborny może być w tym przypadku proces czytelniczy.
Do podczytywanych dochodzą jeszcze książki, które wpadły mi w ręce przypadkowo i sama jeszcze nie jestem pewna czy chcę je czytać tak na poważnie. Podczytywanie jest tu okresem próbnym.

Tak było z Listami do córki Francisa Scotta Fitzgeralda, które znalazłam w bibliotece, gdy szukałam starego tłumaczenia Wielkiego Gatsby'ego. Książkę wypożyczyłam z czystej ciekawości, żeby zobaczyć, czy w listach do córki Fitzgerald używał tego samego języka co w Wielkim Gatsbym.
Szczerze mówiąc z góry założyłam, że nie przeczytam tej książki w całości. Miałam przeczytać kilka listów, zaspokajając tym samym ciekawość. I rzeczywiście na początku Listy... sobie podczytywałam, tak raczej bez zobowiązań, czytając w tym samym czasie na pełen etat jakąś inną książkę. Ale coraz częściej przyłapywałam się na tym, że gdy gdzieś wychodziłam zabierałam ze sobą Listy do córki. Dużo znajomych widziało nas razem na mieście i w końcu nie było już sensu udawać, że to nic poważnego. W bibliotece poprosiłam o przedłużenie książki i przeczytałam całość.
Nie wiem co dokładnie się stało. Wydaje mi się, że chodzi tu o moją słabość do wszelkiej maści neurotyków i samotników. Wreszcie poczułam znów to coś, co towarzyszyło mi przy czytaniu Wilka stepowego. Nie jestem w stanie powiedzieć czym dokładnie to coś jest, ale plasuje się to gdzieś na granicy bólu i radości, tak, że ciężko stwierdzić czy jest to przyjemne uczucie czy nie.

Franics Scott Fitzgerald był bardzo smutnym panem, z drugiej jednak strony był dosyć mocno przekonany o swojej wyjątkowości i ogromnym talencie. To co go zasmucało to przede wszystkim kondycja ludzkości i jego własne zmarnowane życie (wynik niewłaściwych wyborów). Dla niego, tkwiącego nieustannie w dolinie smutku (oraz w chorobie alkoholowej), wydawało się już nie być ratunku, ale młodziutka nieukształtowana jeszcze Scottie, mogła przy jego pomocy ustrzec się wszystkich jego błędów, stając się lepszą wersją swoich rodziców (nie bez znaczenia wydaje mi się to, że córka Francisa Scotta Fitzgeralda nazywała się Frances Scott Fitzgerald). W jednym z listów do żony Zeldy, pisał: Twoje życie jest nieudane tak jak i moje. Ale niechże nasz trud i męka nie idą na marne. Scottie trzeba uratować, jest to najważniejszy rok w jej życiu.

Zelda, Scottie i F. Scott Fitzgerald. Zdjęcie pochodzi z archiwum The Times (http://www.thetimes.co.uk/tto/multimedia/archive/00407/126611400__407872c.jpg)
Najczęściej powtarzającym się w listach do córki wątkiem jest sprawa edukacji młodej Scottie i nieustająca chęć skierowania tej edukacji na właściwe tory. Fitzgerald stale więc doradza swojej córce w tej kwestii. Chociaż nie wiem czy doradzanie to w tym przypadku odpowiednie słowo:
Co się tyczy programu Twojej nauki, to mowy nie ma, żebyś zrezygnowała z matematyki i wybrała najłatwiejszą drogę do Vassar, i została jedną z tych dziewczyn, które nie nadają się do niczego i tak są pozbawione osobowości, że mogą w najlepszym razie służyć innym za lustro.
[...]
Mojej pracy tutaj zawdzięczasz część pieniędzy na opłacenie Vassar, a praca ta jest tak ciężka, że trudno mi się pogodzić z wyrzuceniem pieniędzy na kurs w rodzaju "Angielska proza od roku 1800". Kto nie potrafi samodzielnie czytać, aby poznać angielską literaturę, jest niedorozwinięty - wiesz o tym dobrze.
Zresztą żaden kurs literatury nie był Scottie potrzebny, bo otrzymywała go regularnie w formie korespondencyjnej od swojego ojca, który w równie nieznoszący sprzeciwu sposób, co w przypadku
wyboru zajęć na uczelni, doradzał jej przy dobrze lektur:
Jeśli szukasz antidotum, to przeczytaj "Samotnię" (najlepsza rzecz Dickensa) albo - jeśli chcesz poznać świat uczuć - nie teraz lecz za parę lat - czytaj Dostojewskiego "Braci Karamazow". Zobaczysz, czym może być powieść.
[...]
Żebyś miała pojęcie, jak mnie już nic w życiu nie bawi, przeczytaj sobie opowiadanie Tarkingtona pod tytułem Sinful Dadda Little.
[...]
Zacząłem czytać poleconą mi przez Ciebie powieść Thomasa Wolfe'a. [...] z każdej szpary wyziera jego przerażająca tajemnica, to, co za wszelką cenę chciałby ukryć, a mianowicie, że ten człowiek nie ma nic szczególnego do powiedzenia!
[...]
"Dorian Gray" to niewiele więcej, jak dość przeładowana bajka, która podnieca siedemnastolatków do intelektualnych spekulacji [...] Gdy przeczytasz to kiedyś po raz drugi, to się przekonasz, jakie to w gruncie rzeczy naiwne.
[...]
Czy na przykład czytałaś "Ojca Goriot" albo "Zbrodnię i karę", albo "Dom lalki", albo "Św. Mateusza", albo "Synowie i kochankowie"? Nie wyrobisz sobie dobrego stylu, jeśli co roku nie poznasz kilku pisarzy najwyższej klasy. Albo owszem, wyrobisz sobie jakiś styl, ale nie będzie to amalgamat stopiony podświadomie ze wszystkiego, co obudziło Twój zachwyt, tylko popłuczyny po ostatniej lekturze, rozwodniona żurnalistyczna zupka.
Córce doradzał też w kwestii samego pisania:
Tylu pisarzom - na przykład Conradowi - ogromnie pomogło to, że w młodości uprawiali zawód, który nie miał nic wspólnego z literaturą. Daje to człowiekowi mnóstwo materiału i co najważniejsze - jakiś określony sposób patrzenia na świat. Tyle utworów cierpi dziś na brak materiału poza doświadczeniami z czysto towarzyskiego życia. A świat z reguły to wcale nie to, co zapełnia plaże i kluby sportowe.
[...]
Zwróciło moją uwagę Twoje wyznanie: "...czułam się, jakbym straciła ukochane dziecko". Mój Boże, ile razy w życiu czułem się podobnie. Często myślę, że w pisaniu człowiek tyle daje z siebie, że staje się jakby chudszy, biedniejszy i coraz bardziej rozebrany.
[...]
Nikt nie został pisarzem tylko dlatego, że chciał nim być. Jeśli masz coś do powiedzenia, coś, czego Twoim zdaniem nikt jeszcze nie powiedział, musi w Tobie być tak nieprzeparta chęć wypowiedzi, że w końcu znajdziesz sposób, i to zupełnie nowy, przez nikogo dotąd nie zastosowany, a wtedy rzecz i jej wyraz tak będą mocno ze sobą spojone, jakby myśl i forma rodziły się jednocześnie. [...] Gdy mowa o jakimś nowym stylu, ludzie wydają się zawsze zdumieni czy zaskoczeni jego nowością, ponieważ sądzą, że chodzi tylko o styl, a tymczasem mówią o czymś, co jest próbą wyrażenia nowej idei z taką siłą, że forma zyskuje tę samą oryginalność co myśl.
Wszystkiemu temu towarzyszy jednak swoisty fatalizm i smutek:
Zabawa w amatorski teatr to duża frajda, ale płaci się za nią cenę wprost przerażającą. Tyle z tego będziesz miała, że Ci na końcu powiedzą "dziękuję". Dasz trzy przedstawienia, o których wszyscy natychmiast zapomną, za to ktoś jeden przeżyje kompletne załamanie - a będzie nim taka jak ty entuzjastka.
[...] musimy się sprawdzać tydzień po tygodniu przez całe życie i czasem chciałoby się chwilę odpocząć. Czytałaś kiedy wiersze Christiny Rossetti?
Czy droga ta przez cały czas wije się do góry?
Tak - aż do samego końca

[...]
Wielu ludzi uważa życie za dobrą zabawę. Ja - nie. Ale kiedy miałem lat dwadzieścia i trzydzieści, życie było dla mnie fantastyczną zabawą i uważam, że jest naszym obowiązkiem zgodzić się z pewną dozą esprit na smutek, na tragedię tego świata, w którym żyjemy.
[...]
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa - chociaż nie wierzę w szczęście. Nie wierzę również w nieszczęście. Istnieje to tylko na scenie albo na ekranie, albo w książkach, w życiu się nie zdarza.
Całą tę listę rad i przestróg zamyka ta z ostatniego listu, z grudnia 1940 roku, w którym Fitzgerald pisze: Twoi rodzice stanowią dla Ciebie dwa przepiękne złe przykłady. Wystarczy, żebyś nie robiła tego co myśmy robili, a będziesz całkowicie bezpieczna. Kolejnego listu już nie ma - w tym samym miesiącu F. Scott Fitzgerald umiera nagle, w wieku 44 lat. Bezpośrednią przyczyną śmierci jest atak serca, ale podejrzewać można, że jego zły stan zdrowia spowodowała trwająca lata choroba alkoholowa.
[...] wydaje mi się, że w głębi serca jestem przede wszystkim moralistą i naprawdę wolę w jakiejś możliwej do przyjęcia formie pouczać ludzi, zamiast ich bawić.
Ten rok spokojnie można nazwać rokiem Fitzgeralda: do kin weszła nowa adaptacja Wielkiego Gatsby'ego, Znak wydał tę powieść w nowym świetnym tłumaczeniu Jacka Dehnela, w wydawnictwie Amber ukazała się książka Z. Powieść o Zeldzie Fitzgerald, a do księgarni właśnie wchodzi kolejna książka o Zeldzie, tym razem nakładem wydawnictwa Marginesy. I przy tej okazji chciałabym was namówić do tego, aby nie ograniczać się do wydawniczych nowości, ale sięgnąć też po lekko zakurzone Listy do córki. Nie trzeba ich od razu wszystkich czytać, na początek można podczytywać.

Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumaczenie: Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
Rok wydania: 1982

6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe spostrzeżenia na temat literatury i sztuki. Mądry facet. Ale gdyby mnie ktoś tak zmuszał do matematyki pewnie sama powtórzyłabym błąd rodziców w postaci alkoholizmu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno Scottie twierdziła, że bycie dzieckiem Scotta i Zeldy to była praca na pełen etat. :) Na pewno miała niekonwencjonalne dzieciństwo, głównie z powodu alkoholowych uwikłań rodziców i choroby psychicznej matki. Porady taty mogą irytować, ale z drugiej strony na pewno chciał, żeby uniknęła jego błędów. Co ciekawe, Scottie nigdy nie przedstawiała się jako pokrzywdzone dziecko z dysfunkcyjnej rodziny, zawsze podkreślała, że była otoczona miłością i broniła rodziców przed krytyką.
    Listy Fitzgeralda są świetne i mam nadzieję, że dzięki Twojej znakomitej recenzji sięgnie po nią więcej osób.

    OdpowiedzUsuń
  3. Są blogi, które się czyta, są też takie które się podczytuje. Jak książki:) Ale są też takie których wpisy sczytuje się do ostatniej litery ze smakiem!:)Które pozostawiają człeka z głową pełną myśli czy przemożną chęcia przeczytania recenzowanej książki. I Twój blog niewątpliwie jest właśnie taki! Trafny dobór cytatów i fotek, mnóstwo ciekawych spostrzeżeń! I jeszcze to małe okienko, przez które można spozierać na Twój świat, Twoją codzienność.
    A w toalecie królują krzyżówki. Gdybym miał tam powieść, nie wyszedłbym stamtąd:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się zaczerwieniłam ;) Bardzo dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  4. Porównujesz mnie do Rain Mana, ty parówo?

    Ja po prostu zaczynam książki a potem je kończę, bo inaczej nie da tego zapisać w goodreads.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAHAHAHA też kończę niektóre książki tylko po to, by móc je odfajkować na Goodreads :D :D :D

      Usuń