czwartek, 13 marca 2014

Pozwolę sobie zacytować, odc. 1

Myślałem: kiedy to się dzieje, dlaczego tego nie można przyłapać, dlaczego dopiero z czasem się sobie uświadamia, że się dorosło? Domyśliłem się, że ta granica musi tkwić tam, gdzie nagle przestaje się tęsknie wyczekiwać przyszłości. Tej, w której już się będzie mężczyzną z wąsami, żoną i samochodem. Tej, w której będzie się mogło w uroczystości rodzinnej uczestniczyć z prawem do kieliszka. Tej, w której się w ogóle będzie już takim starszym, imponującym. Takim, co to już nie ma wągrów i łojotoku, i niepewności ruchów. Takim, co to już wytrzymuje wzrok żeński na sobie, nie spuszcza oczu po sobie, się nie pąsowi. Takim do którego już się mówi "proszę pana"; któremu się nie każe wstawać w klasie przed chóralnym "dzieeń-doo-bry"; któremu się w tramwaju nie zwraca uwagi "gówniarzu, może byś ustąpił". Słowem: gdy nagle się przestaje wyczekiwać przyszłości, bo już się dojrzeje do tego, żeby "im wszystkim pokazać". Ni stąd, ni zowąd za przeszłością tęsknić się zaczyna; a im odleglejsza, tym tęskni się bardziej, choćby i najgorsze to były wspomnienia, choćby i udokumentowane w młodzieńczym dzienniku jako czas udręki. Bo się już wie, że przeszłość to jedyne, czego nigdy nie będzie można dostąpić, kupić, przekupić, ubłagać, przeżyć ponownie. Bo się wie, że już się jest w tym wieku, do którego się tęskniło w młodości, ale nikomu niczego się nie pokazało.
[...]
Domyśliłem się, że chodzi o obecność. Że tak się człowiek przyzwyczaja od przedszkolnych lat, przez szkolne, licealne i studenckie, że codziennie ktoś sprawdza jego obecność. Wywołuje z listy i domaga się potwierdzenia: "Jestem". Przez te wszystkie lata ktoś jest zawsze zainteresowany tym, byśmy byli. Najpierw być musimy, potem powinniśmy - niezmiennie figurujemy jednak na listach obecności. Aż wreszcie z ostatnim dniem studiów ten przywilej się kończy: odtąd nikt już naszej obecności sprawdzać nigdy nie będzie, odtąd jesteśmy światu obojętni, możemy sobie być lub nie być. Pracodawcy nie interesuje nasza obecność, tylko efektywność - idealnym dla niego układem byłoby przecież zatrudnienie efektywnych duchów.
Wojciech Kuczok - Gnój
Wydawnictwo W.A.B., 2003


3 komentarze:

  1. Tak. Teraz tym bardziej muszę po to sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie oszalałam na punkcie tej książki; owszem ciekawa, zgrabnie napisana, ale żeby "najciekawsza książka ostatnich lat" to bym nie powiedziała. Może źle zrobiłam, że czytałam ją zaraz po "Piaskowej górze",w której było parę podobnych wątków, więc chcąc nie chcąc porównywałam i jakoś tak byłam myślami jeszcze u Bator.
    Ale przeczytać na pewno warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim do niej dojdę, minie pewnie z kilka kolejnych lat (listy, priorytety, wiadomo) - może wtedy faktycznie zasłuży na ten tytuł ;)

      Usuń