sobota, 23 marca 2013

Szczepan Twardoch - Morfina

Konstanty Willemann budzi się któregoś dnia z ogromnym kacem i próbuje ustalić kim jest. I nie jest to zwykła próba ustalenia własnej tożsamości, jaką co rano podejmują rzesze pijaków. Konstanty nawet będąc już trzeźwym, nadal nie umie odpowiedzieć sobie na to podstawowe pytanie.
Syn niemieckiego arystrokraty i niemieckojęzycznej Ślązaczki, która wybrała polskość, jako sposób na życie, zdaje się biernie przyjmować narzucane mu przez najbliższe otoczenie gombrowiczowskie gęby. I tak żyje sobie bardzo wygodnie, życiem typowego bon vivanta w międzywojennej Warszawie. Nie stroni od narkotyków i alkoholu, lubi piękne samochody i rozpustne kobiety. Pieniądze płyną nieprzerwanym strumieniem od matki. A matka przecież powinna być dumna, bo w końcu Konstanty jest też mężem prawdziwej modelowej Polki, czystej niczym łza, posągowej Heleny i ojcem prawdziwego małego Polaka, który od najmłodszych lat uczony jest recytowania "Kto ty jesteś? Polak mały".
Może nawet byłby w stanie żyć, biernie przyjmując te wszystkie formy, które się mu narzuca, ale nagle przychodzi wojna, która wymaga bardziej zdecydowanego określenia swojej tożsamości. Tu już nie ma miejsca na bierność. Tu trzeba walczyć. A im bardziej Konstanty próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest, tym bardziej czuje, że potrzebna jest mu fiolka morfiny.

Jestem Konstanty Willemann i mam w dupie to, czy jestem Niemcem, czy Polakiem, bo są ważniejsze sprawy na tym świecie.

Pociąg głównego bohatera do wszelkiego rodzaju używek czuć w niespokojnej transowej narracji. Piękne, bogate opisy przeplatają się z fragmentami, gdzie próżno szukać zdań złożonych; co jakiś czas miejsce Konstantego w roli narratora zajmuje tajemnicza wszechwiedząca narratorka drugoosobowa, która sobie przypisuje kierowanie losem głównego bohatera. Słyszymy ją my, ale nie Konstanty. To sprawia, że staje się on w naszych oczach bohaterem tragicznym, miotającym się, podejmującym dramatyczne próby odwrócenia swojego losu, ale jak w tragedii antycznej, nie znajdujący dobrego wyjścia. Bo takiego nie ma. I może dlatego Konstanty Willemann jest antybohaterem, którego mimo jego wszystkich wad, albo właśnie ze względu na nie, po prostu trzeba lubić. Bo w Konstantym, w tym jego rozdarciu i zagubieniu, jest właśnie istota człowieczeństwa.

W wywiadzie dla Polityki na pytanie jaką literaturę chciałby tworzyć, Twardoch odpowiada:

Chcę pisać powieści, prawdziwe powieści. Tylko to mnie interesuje. Nie chcę pisać powieści pękniętych, złamanych, nie wierzę w śmierć powieści jako formy literackiej, którą miałyby zastąpić jakieś postmodernistyczne, rozmyte twory. Powieść musi „się czytać”, tak mi się wydaje. Nie mam nic przeciwko formalnym eksperymentom, trochę ich w „Morfinie” jest, ale powieść musi się czytać. Tak uważam.
I to chyba jest największą zaletą Morfiny, że obok wszystkich tych wspomnianych zabiegów formalnych, jest to po prostu świetnie napisana powieść, którą się czyta. Język powieści jest melodyjny i rytmiczny, a to w połączeniu z ogromną dbałością o szczegóły, rewelacyjnym odwzorowaniem realiów okupowanej Warszawy i świetną historią, tworzy zachwycające dzieło.

Tym samym posypuję głowę popiołem, biję się w pierś i tym razem bez cienia sarkazmu piszę, że Szczepan Twardoch rzeczywiście ma świętą rękę*. Bracia i siostry, jesteście świadkami nawrócenia! Alleluja!

Ocena: 5/5
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2012

* jeśli nie wiesz o co chodzi, odsyłam do mojej notki o felietonie Szczepana Twardocha. Opinii w niej zawartych oczywiście nie odwołuję, ale nie uważam ich już za istotne, bo o wiele ważniejszy dla mnie niż Twardoch felietonista, jest Twardoch powieściopisarz.

2 komentarze:

  1. Muszę przeczytać "Morfinę". Szczepan Twardoch to niewątpliwie jeden z największych talentów młodego pokolenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Morfina już do mnie dotarła (właściwe słowo, bo pokonała lądy i wody, hyhy), ciekawa jej jestem, po Twojej notce tym bardziej. Specjalnie niewiele o niej czytałam, bo jak sie człowiek nasłucha audycji, naogląda dyskusji, naczyta, to ma wrażenie, że zna zanim pozna.

    OdpowiedzUsuń