Zanim przejdę do właściwej recenzji chciałabym, abyśmy wszyscy tu zebrani (a wiem, że nie jestem tu sama, bo podglądam co jakiś czas statystyki) przyjrzeli się wydawnictwu, którego nakładem została wydana książka, o której za chwilę. Wydawnictwem jest carta blanca, a uważam, że przyjrzeć się warto, bo jak się coś dobrego w tym kraju dzieje to trzeba o tym mówić.
Myślę, że wspomniane wydawnictwo cały czas kojarzy się wielu ludziom głównie z mapami i przewodnikami, a szkoda, bo dużo się zmieniło i carta blanca skupia się teraz na wydawaniu szeroko pojętej literatury faktu, książek podróżniczych i literatury popularnonaukowej. Z tego ostatniego szczególnie się cieszę, bo wydaje mi się, że nie jest to gatunek, który w świecie wydawniczym uważany jest za gwarant sukcesu, prędzej za strzał w kolano. Żeby jeszcze pogorszyć swoją sytuację carta blanca wydaje sporo polskich autorów, często, o zgrozo, debiutujących! Wydawałoby się, że z przestrzelonymi kolanami za daleko zajść nie można, ale jak widać wydawnictwa, o którym piszę, to nie rusza; co więcej taka polityka przynosi efekty. Wystarczy spojrzeć na zeszłoroczne nominacje do nagrody Nike, wśród których znalazła się książka Pauliny Wilk Lalki w ogniu.
Kolejna rzecz, która mnie cieszy to, że po latach smutnych okładek książek popularnonaukowych, do których przyzwyczaił nas Prószyński czy Państwowy Instytut Wydawniczy, pojawiła się kolorowa seria Pytajniki. Wszystkie okładki w serii mają inne kolory, ale każdy jest bardzo jaskrawy, przez co wygląd serii jest spójny, a książki należące do niej łatwo rozpoznać. A przy okazji wydaje mi się, że poza typowym czytelnikiem książek popularnonaukowych może przyciągnąć kogoś jeszcze, kogo dotąd takie tytuły nie interesowały, lub kto się ich bał.
Książka o której będę dziś pisać ukazała się właśnie we wspomnianej serii Pytajniki. Autor - Tomasz Stawiszyński jest filozofem i publicystą. Jego teksty można czytać w Newseeku, a ostatnio natykam się na nie też coraz częściej w Dzienniku Opinii.
Potyczki z Freudem to zbiór esejów, które wywołały spore kontrowersje. Jedni dziękują panu Stawiszyńskiemu, za otwarcie oczu, inni się obruszają, bo może i książka nie najgorsza, ale co do tego ma Freud, a jest jeszcze grupa czytelników, której psychoterapia bardzo pomogła więc nie zgadzają się z tezami stawianymi przez autora.
Ja należę do tej pierwszej grupy, której książka otworzyła oczy (nie były zupełnie zamknięte, ale trochę przymrużone), chociaż też nie ze wszystkimi tezami stawianymi przez autora się zgadzam. Mam jednak wrażenie, że ambicją autora nie było to, aby wszyscy mu zgodnie od pierwszej strony przyklasnęli i tak klaskali, aż do strony ostatniej, niczym na koncercie Rubika, ale raczej, aby otworzyła się jakaś furtka do dyskusji.
Książka jest podzielona na pięć części, z których każda mówi o wolności; i tak mamy: wolność od dzieciństwa, od doskonałości, od zdrowia, od szczęścia i od... wolności.
Książka jest podzielona na pięć części, z których każda mówi o wolności; i tak mamy: wolność od dzieciństwa, od doskonałości, od zdrowia, od szczęścia i od... wolności.
Najwięcej kontrowersji budzi chyba ten pierwszy rozdział. Tu Stawiszyński rozprawia się z mitem mówiącym o tym, że na kształtowanie naszej osobowości największy wpływ mają nasze relacje z rodzicami.
Coraz więcej badań wskazuje, że doświadczenia z dzieciństwa, a zwłaszcza relacje pomiędzy dzieckiem a rodzicami, nie odgrywają istotnej roli w kształtowaniu się osobowości. Nie odgrywają, bo za wszystko - zdaniem takich tuzów, jak Judith Harris albo Steven Pinker - odpowiada mikstura złożona z genów oraz tego, czego uczymy się nie od mamy i taty, ale od rówieśników.*
Tu na pewno zabrakło mi przypisów. Chciałabym dokładnie wiedzieć, które to badania, prześledzić ich metodologię i przeczytać jakie dokładnie wysunięto wnioski. W powyższym cytacie autor stwierdza, że zarówno genetyka jak i środowisko mają znaczenie, ale jeśli chodzi o środowisko, to tylko to rówieśnicze, bo to rodzinne nie ma znaczenia żadnego. A we mnie się coś buntuje, bo z jednej strony zgadzam się, że rola wychowania jest stanowczo przeceniana, ale nie uważam, aby nie miała żadnego znaczenia. Wydaje mi się to bardzo trudne do zbadania, bo ciężko tu o kontrolowane warunki laboratoryjne, w których można by prześledzić takie zmiany. Oczywiście badając rozdzielone tuż po urodzeniu bliźnięta jednojajowe, w jakiś sposób do kontrolowanych warunków się zbliżamy, ale nadal jesteśmy bardzo daleko.
Liczą się geny - to pokazują wspomniane wyżej eksperymenty badające cechy rozdzielonych niedługo po urodzeniu bliźniąt jednojajowych. Oraz kontakty z rówieśnikami. To właśnie do rówieśników - twierdziła Harris - dzieci starają się upodobnić znacznie bardziej niż do rodziców.
No dobrze, mówimy o upodobnieniu. Rzeczywiście nie wiem czy znam kogokolwiek kto by próbował się upodobnić do swoich rodziców. Znam za to dużo ludzi, którzy za wszelką cenę próbują się przed tym uchronić. I moim zdaniem w ten sposób wychowanie paradoksalnie wpływa na naszą osobowość, co prawda zupełnie inaczej niż chcą tego nasi rodzice (dowody anegdotyczne, wiem).
Cieszę się, że autor zwraca uwagę na to, że może zbyt dużą rolę przypisujemy w naszym życiu doświadczeniom z dzieciństwa, ale nie zgadzam się na aż tak radykalne postawienie tezy. O ile w kolejnych rozdziałach miałam, o czym już napisałam, wrażenie, że autor otwiera furtkę dyskusji, o tyle w tej części wydawało mi się, że furtka owszem się otwiera, ale kiedy już jesteśmy po drugiej stronie, z łoskotem za nami zamyka.
Pozostałe rozdziały są bardzo ciekawą polemiką z utrwalonymi w naszej kulturze psychologicznymi przesądami. Myślę, że autor bardziej niż z psychologią akademicką polemizuje z tą domorosłą psychologią spod znaku Paulo Coelho i kolorowych pism dla przebojowych pań, gdzie nasze myśli mają moc sprawczą, pozytywne myślenie może wszystko zmienić, a jeśli umawiamy się ze starszym od nas mężczyzną, to pewnie dlatego, że nie zaznałyśmy wystarczająco miłości od swojego ojca.
Dajemy się etykietować gazetowym testom osobowości albo arbitralnie skonstruowanym ankietom, które - nie na podstawie wiedzy, ale ideologii - stygmatyzują nas lekką ręką jako ofiary "rozbitych rodzin" albo "toksycznych rodziców". W najgorszym zaś razie zaczynamy wierzyć, że jeśli kupimy puszkę jednego z najpopularniejszych napojów świata, będzie to dowodziło naszego radykalnego nonkonformizmu.
Rzadko tak piszę, ale uważam że KAŻDY, absolutnie każdy, powinien przeczytać Potyczki z Freudem. Bo z psychologią jest tak jak z medycyną, dotyczy każdego z nas, więc każdy z nas w jakiś sposób się z nią w codziennym życiu spotyka, czy to chodząc na psychoterapię, czy rozwiązując w Cosmo psychotest Jakim typem flirciary jesteś?. I tak naprawdę książka Stawiszyńskiego niczego nam nie zabrania, pokazuje jedynie, że jest też inna droga i ostrzega przez pułapkami pop-psychologii, którą atakują nas media.
Cały czas wybór jednak należy do nas. Dla mnie ta książka była jak uchylenie okna w dusznym przedziale w pociągu. Niby nadal jadę, nic się nie zmieniło, ale czuć powiew wolności. Okno zawsze można zamknąć, ale dobrze wiedzieć, że klamka działa.
Dla tych którzy jeszcze nie są pewni, kawałek na spróbowanie: KLIK
Ocena: 4/5
Wydawnictwo: carta blanca
Rok wydania: 2013
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki Potyczki z Freudem
Wydawnictwu carta blanca wypada życzyć kuloodpornych nakolanników, aby brnęli dzielnie przez trudny, polski rynek! Okładki świetne, w ogóle cała seria bardzo interesująca. Z tego co zauważyłem, to już druga książka z tej serii recenzowana przez Ciebie. Rzeczywiście kontrowersyjna ta część o dzieciństwie. Na tyle dałem jej się ponieść, że zgodnie z Twoją zachętą kliknąłem na fragment książki i zacząłem czytać nie zauważywszy, że pierwsza część to urywek z "Sekretu". Pierwsza moja myśl to: facet przegina! Zamiast obalać te psychologiczne mity, on je jeszcze utrwala:) Na szczęście nie zniechęciłem się i myszką przesunąłem tekst w dół:)
OdpowiedzUsuńI już na koniec: tak sobie myślę, że człowiekowi chyba łatwiej WIERZYC w cuda, mity czy całą tą pop-psychologiczną papkę- niż WIEDZIEC. Tylko że ta wiara z kolei wcale nie ułatwia mu życia, ani nie czyni go mocniejszym, odporniejszym i szczęśliwszym w zmaganiach z codziennością...
Na kazda nowa notke czekam jak na nowy odcinek ulubionego serialu.
OdpowiedzUsuńOglądałam ostatnio TED i pomyślałam, że ta przemowa świetnie pasuje do tematu :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.ted.com/talks/susan_cain_the_power_of_introverts.html