niedziela, 9 czerwca 2013

Emma Larkin - Spustoszenie



Pod koniec kwietnia 2008 roku nad Zatoką Bengalską na Oceanie Indyjskim zaczął formować się huragan. Z tworzonej rokrocznie przez zagrożone cyklonem kraje listy imion wybrano pakistańskie Nargis, czyli narcyz. Na przyjęcie niechcianego gościa, który miał być huraganem o średniej sile, szykował się Bangladesz, aż do momentu, gdy 30 kwietnia cyklon nagle dokonał gwałtownego zwrotu na wschód i zaczął zmierzać w kierunku Birmy. Tam też 2 maja wdarł się na ląd, siejąc spustoszenie w gęsto zaludnionej delcie Irawadi.
Okazało się, że nie tylko przewidywania dotyczące kierunku, ale także siły cyklonu były chybione: „huragan o średniej sile” w momencie wejścia na ląd osiągnął już czwartą kategorię (w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona) – prędkość wiatru doszła do 220 kilometrów na godzinę.
Na oferty pomocy nie trzeba było długo czekać, nastąpiła natychmiastowa mobilizacja sił ONZ i organizacji humanitarnych z całego świata. Rządy wielu państw zorganizowały transporty produktów pierwszej potrzeby. Niestety, większość samolotów transportowych pozostała na lotniskach w państwach sąsiadujących z Birmą. Tym, co uniemożliwiło dotarcie pomocy humanitarnej do Birmy był niszczycielski żywioł, ale nie w postaci cyklonu Nargis, a rządzącej krajem od prawie pięćdziesięciu lat junty wojskowej.

W czasie, kiedy większość podań o wizy (szczególnie tych od pracowników organizacji humanitarnych oraz dziennikarzy) zostaje odrzucona, autorce publikującej pod pseudonimem Emma Larkin, udaje się dzięki wizie turystycznej wjechać do pogrążonego w chaosie kraju, już w tydzień po tragedii. Na dotarcie do samej delty, jako rzucająca się w oczy cudzoziemka, nie ma jednak szans. Pozostaje w Rangunie (byłej stolicy kraju), gdzie stara się stworzyć spójny obraz sytuacji, korzystając z tych samych źródeł informacji, które dostępne są mieszkańcom Birmy.
Media w kraju podlegają cenzurze prewencyjnej, rzeczywistość obecna w prasie i telewizji kreowana jest więc przez rząd. Czy można uzyskać wiarygodne informacje czytając The New Light of Myanmar – dziennik będący tubą reżimu? Tak, trzeba tylko wiedzieć jak czytać.

Ko Ye, mój birmański przyjaciel, który jest wydawcą w Rangunie, nauczył mnie kiedyś, że jeśli chcę się dowiedzieć, co naprawdę dzieje się w Birmie, powinnam zwracać uwagę na przemilczenia. Ponieważ prawdziwego obrazu rzeczywistości nie ma ani w gazetach, ani w wieczornych wiadomościach telewizyjnych, łatwiej można go odnaleźć w tym, o czym się nie pisze i czego nie pokazuje – wśród braków i luk.
[...]
Redaktor jednego z tygodników pokazał mi makietę ostatniego numeru, na której cenzorzy powykreślali wszystkie fotografie uznane za „negatywne” (przedstawiające zburzone domy, zatopione łodzie, przerażonych ludzi i tak dalej). Ze stu zdjęć zaakceptowali cztery.

Larkin kolekcjonuje wszelkie możliwe informacje dotyczące cyklonu, poczynając od tych dostępnych w oficjalnych mediach, przez obecne w nielegalnym obiegu filmy nagrywane w delcie, po wszelkie krążące wśród mieszkańców Rangunu plotki i tworzące się na bieżąco miejskie legendy. Z tej na pozór chaotycznej plątaniny, w której „oficjalne doniesienia” mieszają się z mającymi dla autorki nie mniejszą wartość domysłami i powtarzanymi z ust do ust nieprawdopodobnymi historiami, powoli tworzy się spójna relacja, w której bardzo mocno czuć gęstniejącą atmosferę niepewności i strachu, jaka towarzyszyć musiała w tym czasie mieszkańcom Birmy.

W trzy tygodnie po uderzeniu cyklonu kanały informacyjne na całym świecie ogłosiły, że junta wreszcie ustąpiła zezwalając na wpuszczenie do kraju wszystkich organizacji humanitarnych. Wielu mieszkańców Birmy przyjęło tę informację z dużą dozą nieufności, niektórzy stwierdzali zupełnie obojętnie, że jest to kolejne kłamstwo reżimu.
Informacja okazała się prawdziwa, ale tylko częściowo. Pracownicy organizacji humanitarnych rzeczywiście mogli przylecieć do Rangunu, ale tu ich podróż zazwyczaj się kończyła. Zakaz podróżowania do delty Irawadi nadal obowiązywał. Pracownicy organizacji humanitarnych mogli więc snuć się po byłej stolicy kraju próbując jakoś zabić czas (chociaż to też nie było wielkim wyzwaniem, bo zazwyczaj dostawali wizy jedynie na parę dni).

Większość osób, które przeżyły kataklizm, opowiadała o tym jak woda zdarła z nich ubrania: Birmańska wieś jest bardzo konserwatywna, upokorzenia związanego z nagością nie sposób tam zapomnieć. Jednak na równi z ludźmi, huragan obnażył także dyktaturę z całym jej okrucieństwem i hipokryzją. Coś, o czym wiadomo było od lat, nagle stało się zbyt oczywiste, aby móc to dalej ignorować. Nargis zadziałał niczym chłopiec wykrzykujący: król jest nagi!
Na kraj nałożone zostały sankcje gospodarcze, które miały zostać zniesione dopiero, gdy reżim spełni określone wymogi (między innymi uwolni wszystkich więźniów politycznych – w tym najsławniejszą z nich, noblistkę Aung San Suu Kyi).

W 2012 roku, w cztery lata po cyklonie Nargis, partia uwolnionej z aresztu domowego Aung San Suu Kyi zdobyła wszystkie dostępne miejsca w wyborach uzupełniających.
Na naszych oczach zachodzi transformacja. Optymiści mówią o gwałtownych zmianach demokratycznych porównując wydarzenia w Birmie do tych z Polski z 1989 roku. Sceptycy przypominają o tym, że większość miejsc w parlamencie nadal obsadzona jest przez wojskowych, którzy zamienili jedynie mundury na longyi (tradycyjny strój birmański).
Kolejne, tym razem pełne wybory będą miały miejsce w 2015 roku, wtedy też parlament wybierze prezydenta. Obecnie obowiązujące prawo nie pozwala Suu Kyi, jako osobie posiadającej w rodzinie obcokrajowców (jej synowie mają brytyjskie obywatelstwo), kandydować na to stanowisko.
Nie wiadomo jak będą wyglądały dwa najbliższe lata i czy uda się wprowadzić zmiany w konstytucji, ale bez wątpienia kraj uległ już przeobrażeniom. Siejący spustoszenie cyklon okazał się jednocześnie wiatrem odnowy.


Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu mandragon.pl 

Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Agnieszka Nowakowska
Rok wydania: 2013

3 komentarze:

  1. Rewelacyjnie napisana recenzja kolejnej swietnej ksiazki wydawnictwa Czarne!
    Mam nadzieje, ze nie bedzie naduzyciem przytoczyc slowa jednej z piosenek Perfectu: "wiatr odnowy wial"...Tylko czemu ten wiatr niesie ze soba zwykle tyle spustoszenia, a ci ktorych ma wywiac, zdaza zadac innym ludziom tyle cierpienia a czesto nawet pozbawiaja ich zycia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja! Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie kupić tej książki. Przekonałaś mnie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam lepsza nawet piosenke!

    Scorpions - Wind of Change

    I wszyscy zapalniczki w gore!

    OdpowiedzUsuń