Pod
koniec kwietnia 2008 roku nad Zatoką Bengalską na Oceanie Indyjskim zaczął
formować się huragan. Z tworzonej rokrocznie przez zagrożone cyklonem kraje
listy imion wybrano pakistańskie Nargis, czyli narcyz. Na
przyjęcie niechcianego gościa, który miał być huraganem o średniej sile,
szykował się Bangladesz, aż do momentu, gdy 30 kwietnia cyklon nagle dokonał
gwałtownego zwrotu na wschód i zaczął zmierzać w kierunku Birmy. Tam też 2 maja
wdarł się na ląd, siejąc spustoszenie w gęsto zaludnionej delcie Irawadi.
Okazało
się, że nie tylko przewidywania dotyczące kierunku, ale także siły cyklonu były
chybione: „huragan o średniej sile” w momencie wejścia na ląd osiągnął już
czwartą kategorię (w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona) – prędkość wiatru
doszła do 220 kilometrów na godzinę.
Na
oferty pomocy nie trzeba było długo czekać, nastąpiła natychmiastowa
mobilizacja sił ONZ i organizacji humanitarnych z całego świata. Rządy wielu
państw zorganizowały transporty produktów pierwszej potrzeby. Niestety,
większość samolotów transportowych pozostała na lotniskach w państwach
sąsiadujących z Birmą. Tym, co uniemożliwiło dotarcie pomocy humanitarnej do Birmy
był niszczycielski żywioł, ale nie w postaci cyklonu Nargis, a rządzącej krajem
od prawie pięćdziesięciu lat junty wojskowej.
W
czasie, kiedy większość podań o wizy (szczególnie tych od pracowników
organizacji humanitarnych oraz dziennikarzy) zostaje odrzucona, autorce
publikującej pod pseudonimem Emma Larkin, udaje się dzięki wizie turystycznej wjechać
do pogrążonego w chaosie kraju, już w tydzień po tragedii. Na dotarcie do samej
delty, jako rzucająca się w oczy cudzoziemka, nie ma jednak szans. Pozostaje w
Rangunie (byłej stolicy kraju), gdzie stara się stworzyć spójny obraz sytuacji,
korzystając z tych samych źródeł informacji, które dostępne są mieszkańcom
Birmy.
Media
w kraju podlegają cenzurze prewencyjnej, rzeczywistość obecna w prasie i
telewizji kreowana jest więc przez rząd. Czy można uzyskać wiarygodne
informacje czytając The New Light of Myanmar – dziennik będący tubą
reżimu? Tak, trzeba tylko wiedzieć jak czytać.
Ko
Ye, mój birmański przyjaciel, który jest wydawcą w Rangunie, nauczył mnie
kiedyś, że jeśli chcę się dowiedzieć, co naprawdę dzieje się w Birmie, powinnam
zwracać uwagę na przemilczenia. Ponieważ prawdziwego obrazu rzeczywistości nie
ma ani w gazetach, ani w wieczornych wiadomościach telewizyjnych, łatwiej można
go odnaleźć w tym, o czym się nie pisze i czego nie pokazuje – wśród braków i
luk.
[...]
Redaktor
jednego z tygodników pokazał mi makietę ostatniego numeru, na której cenzorzy
powykreślali wszystkie fotografie uznane za „negatywne” (przedstawiające
zburzone domy, zatopione łodzie, przerażonych ludzi i tak dalej). Ze stu zdjęć
zaakceptowali cztery.
Larkin
kolekcjonuje wszelkie możliwe informacje dotyczące cyklonu, poczynając od tych
dostępnych w oficjalnych mediach, przez obecne w nielegalnym obiegu filmy
nagrywane w delcie, po wszelkie krążące wśród mieszkańców Rangunu plotki i
tworzące się na bieżąco miejskie legendy. Z tej na pozór chaotycznej plątaniny,
w której „oficjalne doniesienia” mieszają się z mającymi dla autorki nie
mniejszą wartość domysłami i powtarzanymi z ust do ust nieprawdopodobnymi
historiami, powoli tworzy się spójna relacja, w której bardzo mocno czuć
gęstniejącą atmosferę niepewności i strachu, jaka towarzyszyć musiała w tym
czasie mieszkańcom Birmy.
W
trzy tygodnie po uderzeniu cyklonu kanały informacyjne na całym świecie
ogłosiły, że junta wreszcie ustąpiła zezwalając na wpuszczenie do kraju
wszystkich organizacji humanitarnych. Wielu mieszkańców Birmy przyjęło tę
informację z dużą dozą nieufności, niektórzy stwierdzali zupełnie obojętnie, że
jest to kolejne kłamstwo reżimu.
Informacja
okazała się prawdziwa, ale tylko częściowo. Pracownicy organizacji
humanitarnych rzeczywiście mogli przylecieć do Rangunu, ale tu ich podróż
zazwyczaj się kończyła. Zakaz podróżowania do delty Irawadi nadal obowiązywał.
Pracownicy organizacji humanitarnych mogli więc snuć się po byłej stolicy kraju
próbując jakoś zabić czas (chociaż to też nie było wielkim wyzwaniem, bo
zazwyczaj dostawali wizy jedynie na parę dni).
Większość
osób, które przeżyły kataklizm, opowiadała o tym jak woda zdarła z nich
ubrania: Birmańska wieś jest bardzo konserwatywna, upokorzenia związanego z
nagością nie sposób tam zapomnieć. Jednak na równi z ludźmi, huragan
obnażył także dyktaturę z całym jej okrucieństwem i hipokryzją. Coś, o czym
wiadomo było od lat, nagle stało się zbyt oczywiste, aby móc to dalej
ignorować. Nargis zadziałał niczym chłopiec wykrzykujący: król jest
nagi!
Na
kraj nałożone zostały sankcje gospodarcze, które miały zostać zniesione
dopiero, gdy reżim spełni określone wymogi (między innymi uwolni wszystkich
więźniów politycznych – w tym najsławniejszą z nich, noblistkę Aung San Suu
Kyi).
W
2012 roku, w cztery lata po cyklonie Nargis, partia uwolnionej z aresztu
domowego Aung San Suu Kyi zdobyła wszystkie dostępne miejsca w wyborach
uzupełniających.
Na
naszych oczach zachodzi transformacja. Optymiści mówią o gwałtownych zmianach
demokratycznych porównując wydarzenia w Birmie do tych z Polski z 1989 roku.
Sceptycy przypominają o tym, że większość miejsc w parlamencie nadal obsadzona
jest przez wojskowych, którzy zamienili jedynie mundury na longyi
(tradycyjny strój birmański).
Kolejne,
tym razem pełne wybory będą miały miejsce w 2015 roku, wtedy też parlament
wybierze prezydenta. Obecnie obowiązujące prawo nie pozwala Suu Kyi, jako
osobie posiadającej w rodzinie obcokrajowców (jej synowie mają brytyjskie
obywatelstwo), kandydować na to stanowisko.
Nie
wiadomo jak będą wyglądały dwa najbliższe lata i czy uda się wprowadzić zmiany
w konstytucji, ale bez wątpienia kraj uległ już przeobrażeniom. Siejący
spustoszenie cyklon okazał się jednocześnie wiatrem odnowy.
Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu mandragon.pl
Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Agnieszka Nowakowska
Rok wydania: 2013
Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Agnieszka Nowakowska
Rok wydania: 2013
Rewelacyjnie napisana recenzja kolejnej swietnej ksiazki wydawnictwa Czarne!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie bedzie naduzyciem przytoczyc slowa jednej z piosenek Perfectu: "wiatr odnowy wial"...Tylko czemu ten wiatr niesie ze soba zwykle tyle spustoszenia, a ci ktorych ma wywiac, zdaza zadac innym ludziom tyle cierpienia a czesto nawet pozbawiaja ich zycia...
Świetna recenzja! Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie kupić tej książki. Przekonałaś mnie! ;)
OdpowiedzUsuńJa mam lepsza nawet piosenke!
OdpowiedzUsuńScorpions - Wind of Change
I wszyscy zapalniczki w gore!