sobota, 25 stycznia 2014

Historie kobiet są kobiece, a historie mężczyzn są uniwersalne

Dawno nie byłam w kinie, czytam sobie więc recenzje filmów, żeby sprawdzić na co warto iść, a co sobie darować. Czytam i czytam, a moje oczy rozszerzają się coraz bardziej.
W Polityce (Polityka Nr 4 (2942)) pan Janusz Wróblewski proponuje nam film Sierpień w hrabstwie Osage, recenzja zaczyna się tak: Rodzina jako wielopokoleniowy tygiel nieszczęść, straconych złudzeń i pretensji, a kończy tak: z czystym sumieniem można polecić nie tylko kobietom.
A dlaczego w ogóle ktokolwiek miałby to polecać tylko kobietom? Ach no tak, bo głównymi bohaterkami w tym filmie są kobiety. A więc film dla kobiet. Ale w tym wypadku ewentualnie mężowie mogą paniom potowarzyszyć. Niech panie mają.

Czytam kolejną recenzję tego filmu, tym razem w Dwutygodniku:
Amerykański plakat filmu, ukazujący Meryl Streep sczepioną w bójce z Julią Roberts, obiecuje coś na kształt babskiego kina lat 80., definiowanego przez takie klasyki, jak „Stalowe magnolie” (1989) czy „Wariatki” (1988).
Bo kiedy kobiety zachowują się wbrew ustalonym społecznie normom, kiedy puszczają im nerwy, kiedy posuwają się do przemocy, to jest to babskie kino, o wariatkach, którym hormony mieszają w głowie.
Film o miłości, chorobie, śmierci, macierzyństwie (Stalowe magnolie) to też babski film, bo po co panowie mieliby oglądać jak baby umierają i chorują, panowie takich rzeczy nie chcą oglądać.

Film Wellsa częściowo spełnia tę obietnicę, wpuszczając nas do ekskluzywnego kurnika, w którym plejada hollywoodzkich aktorek dostaje wymarzony materiał do prezentacji całej gamy emocji i poruszenia tematów, o których faceci zazwyczaj nie chcą słuchać (nieczęsto widzimy Julię Roberts dywagującą o najlepszej możliwej nazwie dla matczynej waginy). (to dalej Dwutygodnik)

Kobiece genitalia to kobiece sprawy, na Boga, nie każmy tego biednym panom oglądać. I do tego jeszcze te kobiece emocje, ten kurnik (wiecie kury gdaczą, kobiety gdaczą).

Inaczej sprawa się ma jeśli chodzi o nieobyczajne zachowanie mężczyzn i jeśli to mężczyzna sobie z życiem nie radzi. O, wtedy to jest temat wielki. Tak jak wielkim tematem jest męskie chlanie, przejdźmy więc do recenzji filmu Pod mocnym aniołem pióra Krzysztofa Vargi (Duży Format nr 3/1061):

Picie to, jak wiadomo, jest wielki temat, apokaliptyczne chlanie zaś to jest może temat jeden z największych, to, że napisano już tomy wielkiej prozy o chlaniu, że o chlaniu nakręcono już epokowe filmy, nijak przecież doniosłości tematu chlania nie osłabia [...]

Chlanie to temat doniosły, metafizyczny i filozoficzny, bo się chlaniem zagłusza ból istnienia, a ból istnienia jest bardzo doniosły. Tylko niestety drogie panie, zanim sięgniecie po butelkę, muszę was ostrzec, że chlanie jest tematem wielkim i doniosłym, tylko gdy dotyczy mężczyzn. Gdy kobieta swą prozę życia - dzieci, dom i stracone marzenia, postanawia zapić, to jest to zwykła patologia bez żadnej doniosłości (spójrzmy na Alice z Kiedy mężczyzna kocha kobietę - żadne tam doniosłe chlanie, a zwykła pijana baba, co dziećmi się nie opiekuje). Więc te wszystkie wielkie dzieła, są oczywiście o chlejących mężczyznach, ale nas to wszystkich powinno interesować, bo (teraz dochodzimy do sedna sprawy) sprawy męskie są uniwersalne, totalne i ogarniają całość naszego doświadczenia, a sprawy kobiece są sprawami kobiecymi, marginalnymi i całości doświadczenia nie mają prawa objąć. Dlatego też temat choroby i śmierci, jeśli dotyczy kobiet, nadaje się co najwyżej na babskie kino, ale temat męskiego chlania, to już temat na kino wielkie i uniwersalne.

Pod mocnym aniołem

Z literaturą nie jest inaczej, jeśli o kobietach to dla kobiet. Czytać należy o tym, co się zna, dlatego też prozę Munro powinny czytać kobiety (głównie mamy) bo one to wszystko znają, mamy dobrze to zrozumieją (jak doradzali nam przed świętami recenzenci portalu xiegarnia.pl). W myśl tej zasady, stworzyłam parę rekomendacji, mam nadzieję, że ułatwią wam wybór odpowiedniej dla was lektury!

Lolita - książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim pedofilom.

Morfina - świetna lektura dla narkomanów i zdrajców ojczyzny!

Stary człowiek i morze - starszy gość łowi rybę i gada sam do siebie; lektura obowiązkowa każdego wędkarza!

Ostatnie rozdanie świetnie sprawdzi się jako prezent dla starszych panów z depresją, oni to wszystko znają, oni to dobrze zrozumieją.

Nędznicy - ubodzy znajomi na pewno ucieszą się z takiego prezentu, niektórzy z przyjemnością odnajdą fragmenty swoich własnych przeżyć w losach zmuszonej do prostytucji Fantyny, czy wyłudzającej jałmużnę, umorusanej i głodnej Eponiny. Świetny prezent na święta.

My dzieci z dworca zoo - nie tylko dla dzieci, ale dla każdego kto lubi od czasu do czasu dać sobie w kanał.

Jeśli ktoś z was zapragnie jednak, w przypływie szaleństwa, poszerzyć horyzonty i dowiedzieć się np. czegoś o tej tajemniczej grupie zwanej kobietami, niech was Bóg broni przed sięganiem po prozę pisaną przez kobiety! Po co to robić kiedy jest tylu znawców kobiet! Tak moi drodzy, kobiety są jak samochody i można się na nich po prostu znać. I np. jeśli zajrzycie do opisu książki Łóżko Janusza Leona Wiśniewskiego, to się dowiecie, że Wiśniewski jest świetnym znawcą kobiet. Więc gdybyście nie mogli zrozumieć swojej dziewczyny/konkubiny/żony/matki/córki/koleżanki to nie próbujcie przypadkiem z nią rozmawiać, tylko pędem po Wiśniewskiego.

Ale wróćmy do profesjonalnych recenzentów (którzy nie mogą dojść do głosu, bo ich zagłuszają internetowe entuzjastki, nad czym ostatnio w Dużym Formacie ubolewał pan Varga) i ich profesjonalnych recenzji.
Na liście bestsellerów wykwitają nagle Munro i Bator. I zupełnie nie wiadomo jak ten fakt skomentować, bo pojawienie się Myśliwskiego na liście bestsellerów nikogo nie dziwi: opowieść totalna, dotykanie tajemnicy bytu i takie takie, ale co na liście bestsellerów robią Alice Munro i Joanna Bator??
Ufff już wiem! Zastępują autorkę romansów - Annę Fincer - Ogonowską! No tak, bo to też kobiety.

W październikowym zestawieniu literatury pięknej nie ma - po raz pierwszy od miesięcy - powieści królowej szczęścia Anny Ficner-Ogonowskiej. Pojawiły się za to - ramię w ramię (5. i 6. miejsce) - dwie inne autorki o zgoła odmiennym nastawieniu do świata.
Otóż książki Bator i Munro - na zupełnie innym poziomie - udzielają odpowiedzi na te same pytania, które zadaje popularna literatura kobieca. Na czym polega spełnienie? Co jest ważniejsze - kariera czy miłość? I czy można mieć wszystko?


Niewiarygodne! No proszę, lauretka Nobla i laureatka Nike piszą na innym poziomie, niż autorka romansów. A przecież wszystkie są kobietami!
Artykuł nazywał się Girl power. Munro! Brawo dziewczyno, oby tak dalej! A... zapomniałam, że nie będzie żadnego dalej, bo ostatnio ogłosiłaś, że nie będziesz już pisać, bo w sumie to masz 83 lata, pisałaś przez ostatnie 45 lat i w tym czasie zdobyłaś najważniejsze światowe nagrody literackie. No to trudno dziewczyno, ale i tak nieźle jak na laskę!


Ale nazywanie nagradzanych autorek dziewczynami czy babkami, to oczywiście nie tylko nasz pomysł:

W zeszłym roku Eleanor Catton zdobyła nagrodę Bookera, tym samym została najmłodszą jak dotąd laureatką tej nagrody (miała wtedy 28 lat), a jej książka jest najgrubszą dotąd nagrodzoną książką.
W The Times ukazał się z tej okazji wywiad z Catton, zatytułowany "Does Eleanor Catton's Booker mean the death of chick lit*?" (Czy Booker dla Eleanor Catton oznacza koniec "babskich czytadeł"?)

Eleanor Catton
Jaki związek może mieć The Luminaries, wielowątkowa powieść historyczna o małej nowozelandzkiej społeczności, z tzw. babskimi czytadłami?
Już wam wyjaśniam: Catton jest babeczką, stąd też logicznym jest, że będzie tworzyć babskie czytadła. Ale ku zaskoczeniu wszystkich tak nie jest!

she’s a chick, but nobody could mistake her work for any kind of chick-lit 

Po tej szokującej informacji, możemy jeszcze dowiedzieć się trochę o wyglądzie laureatki, która reprezentuje sobą styl kujonki, ale taki fajny, wiecie jak w Glee, taki co to się lubują w nim trochę ambitniejsze nastolatki, co nie chcą być następną Katie Price:

“She’s an unashamed nerd … with a pretty, user-friendly Glee-like nerdiness; just the sort that’s fashionable among clever teenage girls who don’t aspire to be Katie Price.”

Spróbujmy przenieść tę sytuację na innego młodego laureata poważnej nagrody literackiej: Wojciech Kuczok (32 l.) Wyobraźmy sobie, że po przyznaniu mu nagrody, w Gazecie Wyborczej ukazuje się wywiad zatytułowany: Czy Nike dla Kuczoka oznacza koniec powieści sensacyjnych?, w którym moglibyśmy przeczytać:

Mimo, że jest chłopakiem, nie pisze powieści sensacyjnych.

Zarost i okulary, czyli styl "na inteligenta" popularny wśród ambitnych nastolatków, którzy nie chcą być kolejnym Justinem Bieberem.

Albo Booker dla Kazuo Ishiguro i pytanie: czy to koniec książek o samurajach?

Trochę się tu podśmiewam i ironizuję, ale tak naprawdę wcale nie jest mi do śmiechu, jest to taki śmiech przez łzy, ale powoli ta druga składowa bierze górę, więc zakończę ten wpis cytatem z Wielkiego Gatsby'ego i pójdę się rozpłakać na dobre (wiecie - hormony).

Wybudziłam się z narkozy z poczuciem całkowitego opuszczenia i od razu zapytałam pielęgniarkę, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Odpowiedziała, że dziewczynka, a ja odwróciłam głowę i się rozpłakałam. "Dobrze - powiedziałam - cieszę się, że to dziewczynka. I mam nadzieję, że będzie idiotką; to najlepsze czym może zostać dziewczyna w życiu: śliczną małą idiotką".**
feminism is the radical notion that women are people

*chick - to kurczątko, pisklę, ale też określenie potoczne na młodą kobietę - laska, cizia, babeczka; chick lit to literatura, którą cizie i laski czytają, czyli literatura do torebki, literatura na obcasach, czy jak jeszcze się to nazywa
** F. Scott Fitzgerald - Wielki Gatsby (tłum. Jacek Dehnel) 

20 komentarzy:

  1. Matko Boska, i za to walczyły nasze prababki.. Ale oczywiście krytycy powiedzą, że nie ma najmniejszego problemu. Mimo wszystko najbardziej oburzający wydaje mi się cytat z brytyjskiego podwórka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście jest oburzający, ale przez to że był aż tak zupełnie idiotyczny autorka została zmasakrowana w różnych medialnych odpowiedziach.

      Myślę, że te bardziej 'subtelne' przejawy seksizmu są o wiele bardziej niebezpieczne, bo o wiele trudniej się z nimi walczy i jest się posądzanym o wymyślanie problemów i inne takie.

      Usuń
  2. I oto tak kobiety zostały zaszufladkowane, a czasem mam wrażenie, że społeczno-kulturowe postrzeganie na przestrzeni historii nic się nie zmieniło. Do kiedy tak będzie ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko powyżej prawda, a skoro nasze hormony i tak dały już o sobie znać, a więc gorzej być nie może, walnę jeszcze przykładem akademickim, lubianym przez mojego byłego promotora (chyba był tego świadkiem). Obrona rozprawy doktorskiej, ważne grono profesorskie, blask mądrości i te sprawy, przemowę skończyła doktorantka wciąż jeszcze pełna zapału i wiary w swoje naukowe możliwości; rozlegają się brawa. Doktorantce gratuluje pierwszy profesor: Jak ślicznie dziś pani wygląda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przykłady akademickie to by można oddzielny blog założyć. Mi najbardziej zapadł w pamięć wykład, na którym wykładowca powiedział, że "teraz będzie takie pytanie inżynierskie, a więc dla panów".
      Nasze studia nie były studiami inżynierskimi, więc panowie tak samo nie byli inżynierami jak i my, ale co jest najśmieszniejsze, na tym wykładzie (jak i na większości wykładów) były same kobiety i jeden mężczyzna.

      Usuń
  4. Brawo! Właśnie wczoraj zamieściłam wpis na temat tego, co czytają mężczyźni (i czego nie czytają), bo jakoś chodziło mi po głowie, że panowie się nie tykają wielu książek, które rzekomo są "dla kobiet" Czyli: o życiu, o kobietach, o uczuciach, pisane przez kobiety. Twój wpis doskonale wpasowuje się w te moje przemyślenia - wyraziłaś po prostu dosadnie to podejście, które nadal pokutuje: to co kobiece jest kobiece (czyli mało ważne, infantylne, rządzone emocjami) i prawdziwy mężczyzna się tego nie dotknie, nawet noblistki. Za to, to co męskie to już jest twórczość przez duże T, doniosła i traktująca o "prawdziwych" problemach. Vide film o chlaniu. Niektóre wyimki, które zacytowałaś (ekskluzywny kurnik, chick-lady) są po prostu oburzające i ewidentnie obrażają kobiety, deprecjonując je i sprowadzając do roli, która była dla nich zarezerwowana od stuleci, czyli głupich bab. Ale oczywiście coś takiego NADAL nikogo nie dziwi. Tak się zdenerwowałam, że chyba muszę się napić... Rewelacyjny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten kurnik mnie trochę jednak szarpnął, bo do reszty seksizmu już nawet przywykłam, ale że ktoś może napisać "kurnik" i nie czuć się ze sobą trochę obrzydliwie to mnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ istnieje jeszcze coś takiego jak "kino męskie" i "męska literatura" i nie są one wcale synonimami czegoś ambitnego i uniwersalnego. Mam tu na myśli powieści sensacyjne (Tom Clancy?) oraz produkcje takie jak Terminator, Robocop, Strażnik Teksasu... w sumie rzeczy dla "twardzieli", czyli napakowanych, bezkarkich koksiarzy. I co? Nie brzmi to poniżająco, umniejszająco i seksistowsko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jest to poniżające i seksistowskie, ale nie o tym ta notka była. To nie jest notka o tym, że kultura popularna została podzielona na kobiecą i męską i że jest to straszne (chociaż jest).
      Ta akurat notka była m.in. o tym, że większość pisarek do tego wora kobiecej literatury, czyli różnego rodzaju gniotowatych czytadeł, trafia, ze względu na płeć. I nieważne, że dostajesz różne ważne nagrody, nadal można wsadzić cię do worka pt. "kultura niższa".
      Natomiast takie pomyłki nie mają miejsca w przypadku panów. Pisarze ambitni nie są wsadzani do worka pt. literatura męska (czyli sensacyjna, przygodowa czy co tam jeszcze), tylko dlatego, że są mężczyznami. Nikt nie spyta Pilcha jak to się stało, że mimo iż jest mężczyzną, nie pisze powieści o agentach CIA.

      Usuń
    2. I ja się temu nie dziwię, że twórczość kobiet jest a priori uznawana za niższą, skoro wydawnictwa promują młode dziewczątka uprawiające paranormal romance i gospodynie domowe, na które nagle spłynęło natchnienie i spłodziły Pottera tudzież Crossa. 10 lat temu królowały książki o odnajdywaniu szczęścia podczas remontowania starych domów w Prowansji i chyba był to jeden z najszerszych nurtów w literaturze w historii. Wszystko na jedno kopyto, ale się sprzedawało. Kobiety takie rzeczy piszą, kobiety takie rzeczy kupują i czytają. W znakomitej większości. Chic lit istnieje, ma się dobrze i promieniuje na resztę literatury autorstwa kobiet.

      Więc jak przytrafi się wyjątek od reguły, pojawia się problem z klasyfikacją i padają pytania, takie jak w zacytowanych wyżej artykułach. One chyba nie wynikają za złej woli i są zupełnie naturalne. Zresztą, gdyby Steven Seagal nagle zagrał w dramacie u "wybitnego ormiańskiego reżysera", również byłoby wielkie aj waj. To kwestia arytmetyki i tego, że mężczyźni traktowani są na ogół indywidualnie, a kobiety to zbiorowość.. Ale wydaje mi się, że w ciągu najbliższych lat proporcje będą się zmieniać. Coraz częściej pojawiać się będą takie pisarki jak Eleanor Catton, widać że polityka wyróżniania się popłaca, więc wkrótce pojawią się klony. A wtedy termin "literatura kobieca" zmieni nieco znaczenie. Oczywiście chic lit przetrwa, bo ma ogromne grono odbiorczyń.

      Usuń
    3. No a ja się dziwię i nie uważam, że w porządku jest traktowanie jakiejś grupy (nieważne czy są to afroamerykanie, czy kobiety, czy homoseksualiści) jako zbiorowości i na podstawie stereotypów przypisywanie jej jakichś cech.
      Rzucanie "większościami" i "mniejszościami" wolę, gdy są jakieś dane popierające te tezy.
      Nie wiem ile jest kobiet piszących "ambitną literaturę" i nie wiem, czy ktoś się podejmował zbadania tego, bo pewnie granica dosyć płynna, wiem natomiast, że na wszystkich kierunkach humanistycznych przytłaczającą większość stanowią kobiety, ale w jury nagród literackich przytłaczającą większość stanowią mężczyźni. Ciekawe dlaczego.
      A Eleanor Catton nie była żadnym wyjątkiem od reguły, bo przed nią Bookera dostało 15 innych kobiet. Pierwszą była Bernice Rubens w 1970 roku (drugi Booker), więc myślę, że było dużo czasu, żeby się do tego przyzwyczaić.
      A jeśli chodzi o zmieniające się proporcje, to samo się nic nie zmienia. Gdyby nikt o tym nie mówił, to do finału Nike nadal przechodziłaby jedna kobieta, a tymczasem w tym roku po raz pierwszy w historii nominowanych było tyle samo kobiet, co mężczyzn, a w finale większość stanowiły kobiety. I to się nie zrobiło samo. Myślę, że pojawienie się prof. Ingi Iwasiów w jury miało znaczenie.

      Usuń
    4. Kobiety są i jeszcze przez jakiś czas będą postrzegane jako zbiorowość, bo przez długi czas ich rola była sprowadzona do bycia matką, żoną, panią domu. Zarabiać mogły tylko w jeden sposób, a wyróżniać się strojem czy wyglądem. Mężczyźni mieli do wyboru znacznie więcej. To też się przekłada na literaturę. Mężczyźni pisarze mogą uprawiać każdy gatunek, kobiety są tego wyboru z góry pozbawione. Mogą sobie pisać o uczuciach, dzieciach, gotowaniu, odnajdywaniu miłości, rodzinie. Odpowiednia półka w księgarni, odpowiednia okładka, tytuł wypisany odpowiednią czcionką i już mamy "powieść kobiecą". Widziałaś może wznowienie "Piaskowej Góry"? Na okładce dziewczyna na huśtawce. Który facet to kupi? Można się na to zżymać, ale dziwić się temu? Przecież to oczywista rzecz i każdy to obserwuje od urodzenia. Dziwne byłoby, gdyby było inaczej. Co do nagród i ostatniej Nike... Nie podobało mi się "Ciemno, prawie noc". Uważam, że to kiepska książka. Nie rozumiem zachwytów, wydają mi się narzucone.

      Ale wiesz gdzie tkwi największy problem? Tu: "na wszystkich kierunkach humanistycznych przytłaczającą większość stanowią kobiety". Kierunki humanistyczne... To jak wyszywanie i malowanie pejzaży w XVIII wieku, dobre dla kobiet. A w tym czasie na politechnikach...

      Usuń
    5. No, ale nie o tym Basia mówi! Basia mówi, że jak to możliwe, że skoro jest więcej wykształconych kobiet humanistów, to dlaczego w jury nagród literackich są głównie mężczyźni. To nie ma nic wspólnego z politechnikami (zresztą są kierunki na politechnice, gdzie jest większość kobiet, np. biotechnologia).

      A co do pewnych tendencji, o których piszesz, to problem polega na tym, że sytuacja się POGARSZA. Np. spójrz na okładki Nurowskiej z lat 80-tych, a teraz. Spójdz na dawne oryginalne okładki Sylvii Plath, a teraz. I tutaj faktycznie jest się czemu dziwić, a przede wszystkim z czym walczyć i czym się denerwować. Takie właśnie posty uzmysłowiają ludziom ten absurd, bo nie wszyscy go już zauważyli. 'Literatura kobieca' jako wielka kategoria marketingowa to też dość nowy wytwór.

      Usuń
    6. Wydaje mi się, że ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Przekonujesz mnie, że książki dla kobiet są sprzedawane w ten sposób, że żaden mężczyzna się tym nie zainteresuje, tylko nie wiem po co, bo właśnie o tym między innymi jest ta notka. Obie to widzimy, tylko różnica jest taka, że ja zamierzam być wiecznie zdziwiona tym i wiecznie wkurzona i zamierzam o tym pisać, dopóki się to nie zmieni, a ty uważasz, że jest to naturalny stan rzeczy i zmiany przyjdą same (tak jak same przyszły do kobiet prawa wyborcza?)
      Brak kobiet na politechnikach nie ma tu nic do rzeczy, tak jak napisała Kinga. Poza tym brak kobiet na politechnikach został dostrzeżony jako problem społeczny dlatego też m.in. powstała akcja "dziewczyny na politechniki". Tam, gdzie się to opłaca, tam feminizm będzie trafiał do mainstreamu.

      Generalnie wydaje mi się, że ja mówię o jednym, a ty o drugim, więc nie widzę sensu dalszego marnowania czasu na tę dyskusję.

      Usuń
  7. Basiu, wlasnie odkrylam Twojego bloga i musze powiedziec, ze Cie kocham :) A ze wszystkich kwestii poruszonych w tej notce najbardziej doprowadzaja mnie do furii ci "znawcy" kobiet. To jest dopiero uprzedmiotowienie! Juz nie wspominajac, ze ich cala ich "wiedza" sprowadza sie do paru stereotypow granych z duza wiara we wlasna nieomylnosc. Skadinad Grocholi nie lubie tak samo jak Wisniewskiego, ten sam poziom moim zdaniem, tylko on jest jeszcze erotomanem-gawedziarzem na dodatek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że zostałam odkryta ;)

      Na Wiśniewskiego się niestety nabrałam i przeczytałam "Samotność w sieci", co jest jedną z moich traum z dzieciństwa (właśnie się zorientowałam, jak dawno to było). Kiedy pojawiła się Grochola byłam już na szczęście mądrzejsza. Za to trafiłam kiedyś na jakiś jej felieton gdzieś i to mi wystarczyło.

      Usuń
  8. absolutnie przefantastyczna notka! niesamowicie mnie porwała, zupełnie się z Tobą zgadzam.
    znalazłam Twoją recenzję "Tworków" na goodreads i już wiedziałam, że muszę zajrzeć na bloga osoby, która tak wyśmienicie opisała to, co ja sama czułam po przeczytaniu Bieńczyka. a teraz jeszcze piszesz o hrabstwie Osage dokładnie to, co ja myślałam, kiedy wyszłam z kina.
    jestem zachwycona! dodaję bloga do ulubionych, bo jest wartościowy i naprawdę ciekawy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem pod wrażeniem artykułu.Dogłębna analiza różnic.Chylę czoła.Rzeczywiście kobiety[nie wszystkie,tzn. jakieś 95%] piszą patrząc przez pryzmat samych siebie.Mężczyźni mimo ,że bardziej samolubni potrafią sprawniej wczuć się w bohatera czy sytuację.W porównaniu z kobietami tylko garstka mężczyzn pisze.Wiele młodych dziewczyn uwiecznia na papierze swoje przeżycia.Piszą o sobie.O tym co czują i jak myślą.Niestety tak naprawdę nikogo to nie obchodzi.Autobiografie piszą ludzie wielcy.Mali ludzie piszą pamiętniki.Mimo ,że kobiety są mądrzejsze od mężczyzn ,widzą tylko skrawek.Mniej się rozglądają.Bardziej przeżywają każdą chwilę.Przez to nie potrafią wyjść poza siebie.Oczywiście są wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z tym artykułem to pojechałem :)

    OdpowiedzUsuń