A przytacza to prawo, bo zastanawia się czy Orbitowski tak na serio, czy to może jakiś żart. W "Ogniu" chodzi o to, że jest dwóch braci Artur i Piotr, Piotr to katolik, który chce założyć rodzinę, a Artur to ateista, wróg kościoła, który odrzuca "bezrozumną tęsknotę za bejbsem" (sic!). Nie dziwi więc, że gdy w bohaterów wstępują duchy, ciało Piotra bierze we władanie tytułowy Ogień, czyli Józef Kuraś, "bohater" i "patriota", natomiast Artur zostaje opętany przez ubeka - majora Wałacha (domyślam się że dobór nazwiska nieprzypadkowy).
Orliński pisze jeszcze o tym, że dzieło poza groteskową indoktrynacją jest też dosyć mierne pod względem literackim, ale zostawmy już ten temat i przejdźmy do meritum sprawy, czyli dlaczego właściwie o tym piszę i dlaczego w notce, która ma być recenzją książki o pustyni.
Pędzę z wyjaśnieniem, piszę o tym, ponieważ książki Orbitowskiego i Chraboty, łączą dwie rzeczy: wydawnictwo, którego nakładem się ukazały oraz próba indoktrynowania czytelnika.
To drugie zupełnie by mnie nie denerwowało, bo to czy chce się czytać Ziemkiewicza czy Michnika, uważam za sprawę osobistą i bardzo cieszę się, że w obecnym ustroju, każdy może sobie sam takiego wyboru dokonać, zgodnie z tym co podpowiada mu sumienie. Z tego samego powodu zupełnie nie irytowało by mnie to gdyby takie książki postanowiło sobie wydać jakieś wydawnictwo prywatne.
Cała sprawa mnie jednak wkurza, bo obie książki zostały wydane przez Narodowe Centrum Kultury, czyli "państwową instytucję kultury, której statutowym zadaniem jest podejmowanie działań na rzecz rozwoju kultury w Polsce."
Dziwiło mnie dlaczego NCK, w kraju, w którym literatura faktu jest na naprawdę wysokim poziomie i jest z czego wybierać, promuje coś tak lichego jak "Mistyka Pustyni".
Zaczęłam więc czytać o innych książkach wydanych przez wyżej wspomnianą instytucję, jak np. "Małpy Pana Boga. Słowa", w której recenzji czytamy "Parowski entuzjasta nauki, ale także krzewiciel wiary i wartości chrześcijańskich, uczony w piśmie demonstrujący mimochodem swoje polityczne prawicowe sympatie".
No a Narodowe Centrum Kultury mimochodem i zupełnym zbiegiem okoliczności wszystko to wydaje...
Dosyć o Narodowym Centrum Kultury, przejdźmy do samej "Mistyki Pustyni".
Pan Bogusław Chrabota był dyrektorem programowym i redaktorem naczelnym telewizji Polsat, w której aktualnie jest szefem publicystyki. Z obwoluty dowiadujemy się też, że "od końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku odbył szereg wypraw w mniej lub bardziej dostępne rejony Bliskiego Wschodu, czego efektem jest tom esejów i płyta Mistyka Pustyni".
Spodziewać by się można, że będzie naprawdę nieźle, albo chociaż przyzwoicie, w końcu to dziennikarz, wydaje to poważna instytucja, no i jeszcze ten dopisek na okładce, że "dla wymagających".
Parę pierwszych stron może nawet nas w tym przekonaniu utwierdzić. Zaczyna się od libijskiej części Sahary, którą autor poznaje w towarzystwie przedstawicieli ludu Tuaregów. Lakoniczne dialogi prowadzone z miejscową ludnością i bardzo obrazowe opisy przypominają największych mistrzów reportażu. Ale to wszystko szybko się kończy i zostaje zastąpione przez pretensjonalne, pełne egzaltacji wywody na tematy wszelakie.
Zaczyna się od "dawania nieśmiertelności" rtęciowym mrówkom (można sobie nawet tego fragmentu tu posłuchać w wykonaniu samego autora).
Tak sobie myślę, że jak już trzeba używać tylko pompatycznego, nadmuchanego słownictwa, to warto mieć otwarty słownik wyrazów bliskoznacznych, żeby uniknąć powtarzania co linijkę słowa "dostrzegłem". Piszę o tym nie tylko dlatego, że lubię się czepiać (chociaż to oczywiście też), ale ponieważ tego typu błędów jest w książce sporo. Jest tu też bardzo dużo pustosłowia i okropnych grafomańskich opisów i porównań: "lepki klej nocy", "zanim zagłębiliśmy spojrzenia naszych oczu" (można zagłębić spojrzenia rąk?), "w jego czarnych tęczówkach nie było ani dnia, ani nocy. Słońca ani księżyca. Ani gwiazd. Nie było nic. Tylko pustynia". Oto przed nami Paulo Coelho reportażu.
Opis książki na stronie Narodowego Centrum Kultury mówi, że "książka, nawiązując do stylistyki reportażu, pozostaje skarbnicą ciekawych spostrzeżeń na temat obyczaju, kultury i religii tego kontynentu. O tym, jak ważnym obszarem dla naszej cywilizacji jest Afryka, pokazały chociażby ostatnie wydarzenia w Egipcie, Libii i Tunezji, a także ich światowe konsekwencje (głównie gospodarcze i polityczne)".
Można by pomyśleć, że będzie to reportaż, który rozjaśni nam trochę sytuację na Bliskim Wschodzie. Zacznijmy jednak od tego, że wycieczki autora na Bliski Wschód nie były wyprawami dziennikarza, to były wycieczki wakacyjne, podczas, których czasami udawało mu się zamienić słowo z miejscową ludnością, co skrzętnie notował. Czasami jednak się nie udawało, jak np. tu:
"Tuaregowie nie lubią przemawiać [...] Próbowałem z nimi rozmawiać o Bogu, którego na pustyni jest pełno. Wydaje się, że można o nim mówić w nieskończoność. Oni jednak nie byli wylewni"Bardzo dziwne.
No ale za to pan Chrabota jest bardzo wylewny i zdarza mu się w swoich przemyśleniach nieco popłynąć. I tak oto otrzymujemy książkę - zbiór esejów, których wspólnym mianownikiem jest pustynia. Jest całkiem ciekawy rozdział o XVIII i XIX wiecznych odkrywcach, potem jest rozdział o świętych - pustelnikach, jest mocno nużący rozdział o Mojżeszu wyprowadzającym naród wybrany z ziemi egipskiej, domu niewoli, no i co jakiś czas można natknąć się na to obiecane nawiązanie do stylistyki reportażu. Tu jednak też nie jest najlepiej, po bardzo krótkiej rozmowie ze swoim przewodnikiem Ammarem, który uważa, że Hammas i Al-Kaida to bohaterowie, pan Bogusław w oburzeniu zastanawia się czy nie powinien był Ammara "trzasnąć, za to, że nic nie rozumie, za to, że jego piękny mit skłóca świat i pomaga zabijać ludzi". Powstrzymuje się jednak od komentarza, gdy jego rozmówca mówi: "w Libii jest porządek. Muammar Kaddafi zbudował system dla ludzi".
No i ta indoktrynacja o której wspominałam. Jeśli miałabym znów przeprowadzać badanie mające na celu sprawdzenie, jakie słowo najczęściej występuje w tej książce, to słowo "Bóg" miałoby bardzo duże szanse. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem wojującą ateistką i nie przeszkadza mi gdy ktoś pisze o Bogu. Przeszkadzają mi natomiast stwierdzenia takie jak to:
"Gdzieś łatwiej dotknąć Boga? Gdzie łatwiej usłyszeć jego głos? Pojąć jego naturę? Jeśli ktoś chce ją pojąć. I chce go spotkać. A jeśli ktoś nie chce? Jeśli nie wierzy, to czego tu może szukać? Co znajdzie? Zabije go albo owa przerażająca estetyka, albo poczucie ostatecznej samotności, wyobcowania."Wiecie może ilu ateistów umarło w tym roku na pustyni?
Zamiast podsumowania napiszę to co pan Bogusław napisał na końcu swojej książki
"To ostatnie słowa tej książki, ale nie ostatnie słowa, bo słowo jest nieśmiertelne." (?)Ocena: 2/5
Wydawnictwo: Narodowe Centrum Kultury
Rok wydania: 2011
Tych cytatów to by się sam Paulo Coelho nie powstydził.
OdpowiedzUsuń