"Już teraz dom w Oliwie wygląda inaczej. A kiedy babcia umrze, a umrze niebawem, i mogę to napisać zupełnie spokojnie, bo po pierwsze, dawno wszyscy pogodziliśmy się z tą myślą, a po drugie, ona i tak tego nigdy nie przeczyta, bo w ogóle już nie czyta, wszystko się zmieni nie do poznania."Tymi słowami Jacek Dehnel zaczyna powieść "Lala", której główną bohaterką jest jego babcia - Helena Bieniecka.
Babcię poznajemy, gdy dni spędza "siedząc jak stara chińska cesarzowa, niepomna władzy ani powinności", a istnienie u niej wyższych uczuć pozostaje w sferze domysłów autora, tak jak istnienie uczuć u ukwiału czy rafy koralowej.
Tracącą powoli kontakt z rzeczywistością babcię Helenę widzimy tylko przelotnie i szybko o niej zapominamy, bo już za chwilę cofamy się do XIX wieku, gdzie poznajemy dziadka Brokla oraz jego żonę Wandę. Dziadek Brokl co jakiś czas trochę przypadkowo staje się rekinem finansjery, tylko po to, aby nieco później równie przypadkowo wszystko stracić.
Dziadek Brokl jest oczywiście dziadkiem babci Heleny, a nie Jacka Dehnela. Ale nie spodziewajcie się tego rodzaju wyjaśnień w samej książce. Nie spodziewajcie się także jakiejkolwiek chronologii. Tu historia nie jest liniowa, wszystko jest chaotyczne, bez wyraźnego początku czy końca.
Przez pierwszych parę stron, trochę irytowała mnie ta obrana przez autora konwencja. Chciałam wziąć notatnik i wszystko sobie uporządkować, rozrysować drzewa genealogiczne, podopisywać daty. Zanim jednak to zrobiłam, dałam się uwieść opowieści snutej przez Dehnela, a właściwie, to chyba powinnam powiedzieć - przez jego babcię.
Co jakiś czas gubiłam się w gąszczu imion i powiązań rodzinnych, czasami miałam wrażenie, że jakąś opowieść czytam już drugi raz, a w innej z kolei brakuje sporej części.
"Lala" to opowieść zlepiona z historii, które przez lata opowiadała autorowi jego babcia. Ten ogrom wiedzy można było oczywiście uporządkować, dodać przypisy i rys historyczny, ale otrzymalibyśmy kolejną suchą biografię.
Jacek Dehnel na taką formę się nie zdecydował. Postanawił zebrać wszystkie opowieści babci, a także skrawki opowieści i zszyć je w jedną całość, bardziej niż reporterską dociekliwością, kierując się sercem. W efekcie otrzymujemy patchworkową kompozycję, która urzeka i hipnotyzuje. Jest dokładnie tak, jakbyśmy to my siedzieli z babcią Heleną i słuchali jej opowieści, popijając herbatę w domu w Oliwie.
Dlatego niczym uderzenie obuchem spada na nas druga część książki, gdzie w opowieści coraz więcej pojawia się teraźniejszości. Wracamy do babci spędzającej całe dnie w fotelu, o której zdążyliśmy już zapomnieć. Bo dzielna i przebojowa "Lala", na której przyjęcie u szacha Persji nie robi żadnego wrażenia, a pod której urokiem był swego czasu sam Gombrowicz, to ta sama osoba co babcia Helena, zmuszona do korzystania z pampersów i wymyślania najbardziej absurdalnych historii, aby ukryć coraz większe dziury w pamięci.
Pojawiały się głosy krytyki związane z obnażaniem przez Jacka Dehnela tak intymnych szczegółów dotyczących starzenia się jego babci.
Ja cieszę się, że pan Jacek to zrobił. Myślę, że tylko tak, był w stanie wytłumaczyć dlaczego pisze tę książkę, która jest swego rodzaju pożegnaniem, zarówno z babcią jak i z pewnym etapem w życiu autora, który powoli staje się przeszłością. Jest to także próba odczarowania śmierci, pozbawienia jej patosu, przedstawienia jako czysto fizjologicznego procesu, dotyczącego jedynie ciała i nie mającego żadnego związku z duszą.
Ta część książki skojarzyła mi się z filmem "33 sceny z życia", w którym Małgorzata Szumowska w podobny sposób próbuje poradzić sobie ze śmiercią swoich rodziców.
Ujawnianie rodzinnych "sekretów" to nie jedyna rzecz, która spotkała się z krytyką czytelników.
Jacek Dehnel jest postacią dosyć kontrowersyjną. Tego faktu trudno było nie zauważyć na spotkaniu Bukklubu w Kordegardzie, na którym omawiana była "Lala", ale omawiane było także życie prywatne autora. Wydawałoby się, że pisarz trzykrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike, będzie miał spore grono entuzjastów, albo chociaż, że liczba głosów za i przeciw będzie wyrównana. Było jednak inaczej. Dehnelowi dostało się za styl (że pretensjonalny), za to w jaki sposób się ubiera (że konformista, bo tak ubierali się jego przodkowie), za to, że powiela stereotyp polskiej inteligencji, która to zawsze stała po stronie dobra i żyła dobrze zarówno z chłopami jak i z Żydami, aż wreszcie, że wiele historii opisanych w książce wydaje się rozmijać z prawdą.
Jacek Dehnel |
Ja szukać nie będę. Mi się bardzo podobało. Biorę poprawkę na to, że wiele historii, które pojawiły się w "Lali" nie jest do końca prawdziwych, ale o to właśnie chyba chodzi. W tym jest piękno rodzinnych opowieści, które z czasem zaczynają żyć własnym życiem. I Dehnel to piękno uchwycił, oddając tym samym hołd kobiecie, która go wychowała i ukształtowała.
A to, czy fakt, że lubi spacerować po Parku Łazienkowskim, w meloniku i surducie, trzymając za rękę swojego chłopaka, wynika z jego konformizmu czy też właśnie nonkonformizmu, pozostawiam do rozstrzygnięcia dyskusyjnym klubom książkowym.
Ocena: 5/5
Wydawnictwo: W. A. B
Rok wydania: 2006
Mnie też się "Lala" podobała. Bardzo, bardzo :) To piękna opowieść (właśnie zlepek opowieści) - o rodzinie, o życiu, o historii, no i właśnie o przemijaniu i śmierci. Dehnel do mnie trafił swoją książką, jej stylem i konwencją.
OdpowiedzUsuń:)
Najpierw zaczęłam od 'Balzakiany', która jest rewelacyjna, potem przeszłam do 'Lali'. Masz rację - jest to wyjątkowa powieść, która sprawia, że na moment czujemy się jak wnuki słuchające wspomnień babci. Jacek Dehnel miał takie szczęście, że jego babka była wyjątkową osobą.
OdpowiedzUsuń