środa, 10 października 2012

Książką po mapie - Bałkany (część pierwsza)

Na Bałkanach zawsze było jak w kotle, a, że lato jest tam wyjątkowo gorące, często też wrzało i po brzegach kotła spływały strumienie wzajemnych uprzedzeń i nienawiści.
Obecnie jest tam względnie spokojnie, ale wystarczy przejść się ulicami Nowego Sadu i poczytać napisy na murach, czy pojechać na festiwal trąbki w serbskiej Gučy, pełnej serbskich nacjonalistów, aby zrozumieć, że w kotle nadal się gotuje.
Oczywiście gotuje się nie tylko w Serbii. Dawne żale dają o sobie znać także w innych krajach, jak np. Grecji. Opowiadając przy Grekach o podróży do Macedonii można być prawie pewnym, że zostanie się natychmiast poprawionym: "nie Macedonia tylko FYROM" (Grecja nie uznała nazwy Macedonia).
Ciężko to wszystko zrozumieć, a im bardziej się próbuje, tym mniej się rozumie. Trochę jak z czytaniem podręcznika do fizyki (przynajmniej w moim przypadku), gdy już ci się wydaje, że wreszcie rozumiesz, kolejna strona wyprowadza Cię z tego przekonania.
Należy jednak pamiętać, że nigdy nie ma tak, żeby jeden naród był do szpiku zły, a drugi krystalicznie czysty. Jedną rzecz z fizyki zrozumiałam nawet ja: jeśli ciało A działa na ciało B siłą F, to ciało B działa na ciało A siłą o takiej samej wartości i kierunku, lecz o przeciwnym zwrocie.

Sierpień spędziłam zwiedzając Serbię, Czarnogórę oraz Bośnię i Hercegowinę. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym wcześniej nie postanowiła przygotować się do podróży merytorycznie.

Zaczęłam od pisarza bośniackiego Nenada Veličkovića i jego książki:

Koczownicy

W badaniu przeprowadzonym przez UNICEF na grupie 1,5 tys. sarajewskich dzieci w 1993 roku, 55% dzieci wyznaje, że przynajmniej raz strzelał do nich snajper, 66% dzieci znalazło się chociaż raz w sytuacji w której spodziewało się śmierci, a 97% dzieci biorących udział w badaniu, znalazło się chociaż raz w okolicy trwającego ostrzału.
W obliczu takich danych, spodziewalibyśmy się, że książka napisana z punktu widzenia dziecka - nastoletniej Mai, której akcja rozgrywa się podczas trwającego cztery lata oblężenia Sarajewa, będzie wyciskającym łzy z oczu, makabrycznym opisem koszmaru. Tak jednak nie jest.
"Koczownicy" to zupełnie pozbawiony patosu, pełen humoru opis życia rodziny Mai, która schroniła się w czasie oblężenia w Muzeum, byłym miejscu pracy ojca Mai - dyrektora placówki. Tak oto rodzina staję się tytułowymi Koczownikami.
"Osiedle zamknięto, nikt nie może wejść, ani wyjść.
I podzielono je. Jedną część zawłaszczyli Serbowie. To właśnie tam został między innymi mój Profesor Literatury. Ostatnim razem, gdy się słyszeliśmy i wyznałam mu, że nie wiem, co robić, poradził mi: pisz."
I tak oto, Maja postanawia pisać. 
Na początku stara się wytłumaczyć dlaczego wokół niej trwa wojna, ale wszystko wydaje się nie mieć większego sensu, tak jak to, że uzbrojonych Muzułmanów, którzy noszą czerwone fezy, Serbowie nazywają Zielonymi Beretami. Dlatego Maja rezygnuje z prób wyjaśnienia sytuacji politycznej i pozostaje przy opisie życia rodzinnego. A to jest bardzo ciekawe. 
W Muzeum poza Mają mieszka jej przyrodni brat Davor, który twierdzi, że wojna wybuchła, bo "Chorwaci mają Chorwację, Serbowie - Serbię, a Muzułmanie nie mają swojej Muzułmanii", ojciec Mai, który uważa, że "Davor jest osłem, a wojna toczy się dlatego, że Serbowie i Chorwaci chcą podzielić Bośnię między siebie, a następnie wybić i przepędzić Muzułmanów", żona Davora - Sonja, która jest w stanie błogosławionym i głównie na tym się skupia, mama Mai - wegetarianka, praktykująca jogę oraz babcia Greta, która słabo widzi, słabo słyszy i nie ma zębów, co nie przeszkadza jej w jedzeniu wszystkiego co uda jej się znaleźć, a udaje jej się zadziwiająco dużo.
Poza rodziną dyrektora, Muzeum udzieliło schronienia także dwóm starszym panom - nocnemu portierowi Muzeum - Brkićowi, który mówi mało i jego przyjacielowi Juliowi, który mówi dużo.
I tak pod postacią zabawnej kroniki rodzinnej, autor opowiada nam o wojnie, prawie o niej nie mówiąc. 

Jak już pisałam, konflikt, który doprowadził do wojny w Bośni trudno zrozumieć i trudno też zająć jednoznaczne stanowisko, ale tylko dziecko z taką naiwnością potrafi się do tego przyznać i powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu, a "król jest nagi". Dlatego ta na pozór lekka i zabawna książka, mówi nam więcej o wojnie niż niejedna poważna publikacja.
Warto przeczytać, nawet jeśli do Bośni się nie wybieracie.

Ocena: 4/5

Wydawnictwo Czarne
Tłumaczenie: Dorota Jovanka Ćirlić
Rok wydania: 2005

Następnie przyszedł czas na książkę serbskiego autora Momo Kapora:

Blokada Belgradu

W maju 1992 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na Jugosławię embargo, co miało zmusić Belgrad do wstrzymania pomocy udzielanej bośniackim Serbom. Co działo się dalej wszyscy wiemy, a jeśli ktoś nie wie, polecam wpisanie w wyszukiwarce haseł: "Srebrenica" czy "oblężenie Sarajewa".
Wydaje się, że nakładanie takich sankcji przez ONZ (które stało się bardzo popularną metodą pokojowego rozwiązywania konfliktów, poczynając od lat 90 tych), służy głównie temu, aby "zachód" mógł lepiej spać, bo na wschodzie w tym czasie bez zmian.

Nie można jednak powiedzieć, że nałożone przez ONZ sankcje nie przyniosły żadnych efektów, Momo Kapor napisał na przykład, na kanwie przeżyć związanych z embargiem, książkę.
"Blokada Belgradu" opowiada o pierwszych dwudziestu tygodniach blokady.
Jest to opis bardzo subiektywny, nie oczekujcie dziennikarskiej rzetelności.

"Nikt nie wie, skąd, jak i dlaczego w przeddzień Wielkiej Blokady niespodziewanie przybyło do Belgradu około dziesięciu orkiestr dętych ze wszystkich zakątków Serbii [...] Wydawało się, że to nie orkiestry, lecz cała Serbia w pisku lśniących instrumentów wyrzuca z siebie nagromadzone poniżenie, mękę, rozpacz, gniew i przekorę. Prosto do nieba."

Kapor mówi dużo o upokorzeniu, które stało się udziałem Serbów, ale także o tym, jak Serbowie od zawsze żyli w warunkach blokady. O tym jak Serbów zabijano, a oni milczeli, a gdy wreszcie chwycili za broń, cały świat obraca się przeciwko nim.

Bardzo długo zastanawiałam się, co myśleć o tej książce. Czytałam ją w podróży, część w Serbii, a część już w Bośni i Hercegowinie. W Serbii w oczy bardzo rzuca się mocny nacjonalizm - szczególnie widoczny na festiwalu trąbki w Gučy. I nie chodzi mi o powiewające flagi, bardziej o koszulki z napisem "Kosovo jest Serbskie", bo swastyki wymalowane na murach, to jeszcze inna historia. W Bośniackim Sarajewie, zamiast swastyk w murach są dziury, pamiątki po oblężeniu. W stolicy Bośni poszliśmy też na wystawę dotyczącą Srebrenicy. Wszystko to nie stworzyło dobrego środowiska do wydawania obiektywnych osądów. Chodząc po wąskich uliczkach Sarajewa, trudno było myśleć ciepło o Serbach. Dlatego z recenzją moich bałkańskich lektur czekałam tak długo.

Dobrze jednak, że poczekałam. W trakcie podróży mój stosunek do "Blokady Belgradu" był bardzo negatywny, uważałam za szczyt bezczelności rozwodzenie się na temat tego, że z powodu embarga, zamiast francuskiej bagietki trzeba będzie jeść swojską Proję podczas gdy w Sarajewie można było zginąć starając się zdobyć chleb*.

Teraz gdy emocje już trochę opadły, udało mi się spojrzeć na książkę Kapora z innej perspektywy. To nie jest książka o konflikcie serbsko-bośniackim. To książka o odwiecznej walce wschodu z zachodem, o bolesnym zderzaniu się dwóch kultur. A także o nieudolnych próbach zaprowadzenia przez ONZ porządku na Bałkanach.
Myślę, że najlepszym podsumowaniem, będzie cytat, który zobaczyłam na wystawie o Srebrenicy:
"All that is necessary for the triumph of evil is that good men do nothing"

 
Jeden z napisów na ścianie w Srebrenicy, w miejscu gdzie stacjonowały siły holenderskie
To czego zabrakło mi w "Blokadzie Belgradu" to porządna przedmowa i posłowie. Przedmowa, która jest w książce, to głównie pochwała autora (i tak też została zatytułowana), a posłowia w ogóle nie ma. A jest to książka pełna subtelnych metafor, odniesień kulturowych i politycznych, z których duża część, może być dla polskiego czytelnika niezrozumiała. Szkoda, bo wstęp i przypisy były pisane przez Serba - Branko Ćirlića, więc błędem wydawnictwa Dialog było nie danie mu jeszcze kilku stron na posłowie. Ale zauważyłam, że tak jak kiedyś dodawanie posłowia było bardzo popularną praktyką, tak teraz coraz częściej się z tego rezygnuje.
Na koniec jeszcze - jeden z moich ulubionych cytatów z "Blokady Belgradu":


"W filmie "Trzeci człowiek" Carola Reeda jest taka scena, w której na szczycie ogromnej, zatrzymanej karuzeli w wiedeńskim Praterze rozmawiają Orson Welles (powojenny przemytnik podrabianej penicyliny) i Josef Kotn, oskarżający go o śmierć, którą spowodował, bogacąc się na cudzym nieszczęściu. Pod nimi, głęboko w dole pełzająca masa ludzi, nie większych od mrówek...
- Czy wziąłbyś sto tysięcy dolarów, żeby niektóre z tych punktów zniknęły? - pyta Orson Welles.
I faktycznie, to co zrobił tym bezimiennym, czarnym punktom nie przypomina strasznej zbrodni! My nie widzimy ich twarzy. Jesteśmy zbyt wysoko."

Chyba dlatego właśnie warto czytać takie książki. Aby bezimienne, czarne punkty, stały się wreszcie, w naszej świadomości, prawdziwymi ludźmi i aby to co działo się na Bałkanach już nigdy się nie powtórzyło.

Ocena: 4/5

Wydawnictwo Akademickie DIALOG
Tłumaczenie: Elżbieta Ćirlić
Rok wydania: 2001

*27 maja 1992 w wyniku ostrzału 18 osób zginęło, stojąc w kolejce po chleb
"W Sarajewie
wiosną 1992 roku
wszystko jest możliwe;
stajesz w kolejce po chleb
a kończysz na traumatologii
z obciętą nogą.
I mówisz; ale miałem szczęście.
"

— Izet Sarajlić, Szczęście po sarajewsku

1 komentarz:

  1. Super artykuł. Nie wiem, kiedy ty znajdujesz czas na te wszystkie twe lektury a potem jeszcze na pisanie o tym. W każdym razie podziwiam.

    OdpowiedzUsuń