środa, 8 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013 (część 2.)

Tu odnalazłam zimę, kiedy nie było jej za oknem

 


Gdyby nie to, że słowo magiczna wydaje mi się zarezerwowane dla książkowego badziewia o umierających dzieciach, które wracają na ziemię jako anioły i innych pierdołach, których nie czytam bo jestem cyniczna i zgorzkniała, to napisałabym, że to magiczna książka, albo że chociaż atmosfera jest magiczna. No ale nie napiszę, bo słowo jest spalone i teraz muszę rzeźbić i się męczyć.
Jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie tak książka, zdałam sobie sprawę dopiero kilka tygodni po jej przeczytaniu, kiedy siedziałam przy ognisku (w porze roku, w której siedzenie ze znajomymi przy ognisku, jeśli nie jest się bezdomnym, jest dosyć oryginalnym pomysłem) i na jakieś pół godziny zastygłam gapiąc się na żarzące się drewno, które wyglądało zupełnie jak grudka złota. Wtedy właśnie myślałam o Dotyku, bo to książka o gorączce złota w Kanadzie. Jest okropnie zimno, pada bardzo dużo śniegu i czasami zaświeci się gdzieś grudka złota. Spotkać można różne postaci z indiańskich wierzeń, a co jakiś czas dzieje się coś, co tak naprawdę może wcale się nie dzieje. Ciężko stwierdzić co jest prawdą, a co złudzeniem, kiedy idzie się samotnie przez zaśnieżony las.

Ocena: 4/5
Tłumaczenie: Karol Chojnowski
Wydawnictwo: Wiatr od morza
Rok wydania: 2013


Książka jest trochę nierówna i nie jest to typowy reportaż, raczej pamiętnik, więc fani Hugo-Badera mogą być zawiedzeni. W środku nie znajdziecie żadnych zdjęć, ale bardzo poetyckie opisy przyrody są na tyle sugestywne, że zdjęcia byłyby niepotrzebnym zbytkiem. Jakuck jest jedną z najpiękniej napisanych książek jakie czytałam, literacka perełka, autor posługuje się takim językiem polskim, jaki rzadko się już spotyka. A do tego zna też język jakucki, a więc w książce dużo jest bardzo ciekawych rozważań lingwistycznych.
Język narodu to wyrażenie całego jego życia, to muzeum, w którym zebrano wszystkie skarby jego kultury i intelektu*, jak przeczytać możemy w podrozdziale poświęconym słowom znanym z rzeczywistości łagrów, które przeszły do studenckiego języka.
Michał Książek w bardzo ciekawy sposób pokazuje co możemy odkryć, bacznie przyglądając się językowi:
Jakuckie słowa porządkujące krajobraz plączą się po głowie jak siano we włosach po drzemce w stogu na podmiejskich łąkach. Jakby ich znajomość mogła ustrzec przed zabłądzeniem w rozległym kraju i pozwoliła czuć się bezpieczniej. A miejscowy język miał być panaceum na pierwsze objawy lekkiej agorafobii. W mieście raczej nie grozi, ale dość wyjrzeć na Zielony Ług, by pojąć, że wschód, zachód, północ i południe muszą tu starczyć za tak dobrze znane współrzędne jak Poznań, Warszawa, Kołobrzeg czy Zakopane. "Przestrzeń" nazywają Jakuci "kujaar". Niepokoi mnie, że tak samo jak szaleńca.
Argha - to zachód, ale też tył. Niekoniecznie z powodu, jak by się zdawało, jakiegoś pokoleniowego marszu koczowników na wschód. Po prostu wschód (słońca) to dla Jakutów pewien archaiczny przód, początek, kierunek, w którym patrzysz po przebudzeniu. Oczywiście jeśli nie śpisz w bloku czy w chałupie.
Tego, co autor robił w Jakucku, dlaczego w książce jest tyle ptaków i tak mało ludzi oraz czy polski kolor czarny jest taki sam jak jakucki, można dowiedzieć się z, przeprowadzonego przeze mnie i mojego kolegę, krótkiego wywiadu z Michałem Książkiem (a później koniecznie trzeba posłuchać fragmentu książki, czytanego przez Andrzeja Ferenca).

Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013 

* Książek cytuje w tym fragmencie Edwarda Piekarskiego, syberyjskiego zesłańca, który napisał słownik języka jakuckiego.

Medycyna, nauki przyrodnicze, bioetyka 

 

Podłe ciała. Eksperymenty na ludziach w XVIII i XIX wieku -


Higieniści: z dziejów eugeniki -


Wyspa daltonistów i wyspa sagowców - Oliver Sacks (ocena: 3/5)

Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji - Richard Dawkins (ocena: 4/5)

Bardzo dobra książka, w bardzo dobrym tłumaczeniu Piotra Szwajcera, który dużo informacji posprawdzał i pododawał bardzo istotne przypisy. Tak się powinno wydawać książki popularnonaukowe. 
A Piotrowi Szwajcerowi należą się jeszcze brawa i podziękowania za odnalezienie przeuroczego polskiego tłumaczenia wiersza Berta Taylora o zwoju nerwowym, który znajdował się w miednicy dinozaurów i był tak duży, że można by go uznać za "drugi mózg". Autorem przekładu jest prof. Zbigniew Jaworowski:

Patrzcie oto dinozaur,
co prehistoryczny laur
zdobył nie za wzrost wspaniały,
lecz intelekt doskonały.
Jak to widać z jego kości,
miał dwa źródła swej mądrości:
jedno z nich — zwyczajnie w głowie,
drugie, tam gdzie nie wysłowię.
Zatem każde swe marzenie
mógł snuć głową lub siedzeniem
i bez żadnej wątpliwości
abstrakcyjne zawiłości
rozstrzygała głowy strona,
lub też strona od ogona.
Był więc mądry i dostojny
i w dwa swoje mózgi zbrojny.
Gdy mózg przedni był zmęczony
to poprzez rdzeń przedłużony
parę myśli słał tylnemu,
by się włączył do problemu.
Gdy jednemu błąd wytknięto
— gad stał z miną uśmiechniętą
bo mózg-sąsiad z oponentem
walczył nowym argumentem.
Wszystko dwakroć przemyśliwał,
więc swych zdań nie odwoływał
i mógł myśleć bez zmęczenia
o „aspektach zagadnienia",
Szkoda, że ten mądry gad
zgasł przed milionami lat.

O książce pisałam też tu

Lost in translation

 


 

Lekko zakurzony polski reportaż

 

My, właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u - Małgorzata Szejnert

Coraz częściej reportaż zaczynają uprawiać w Polsce kobiety. Znikł reportaż polityczny, społeczny, wydarzeniowy, nastały czasy małego realizmu. A o tym kobiety potrafią pisać najlepiej. 
"Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw owego małego realizmu, a jednak w nim tkwię. Piszę od lat o powszedniości, zajmuję się sprawami powtarzalnymi, bez dramaturgii i fabuły. Sensacja interesowałaby mnie o tyle, o ile dałoby się ją popsuć, rozmienić na elementy drobne, oswoić, poszarzyć (...) Nieraz się zastanawiałam, skąd to się bierze, dlaczego ta kolejka reporterów za faktem raczej razowym niż pszennym tak się wydłuża. Widocznie nas tutaj potrzeba. Zajmujemy miejsce w tym samym ogonku co większość ludzi, dla których piszemy". *

My właściciele Teksasu to zbiór reportaży Małgorzaty Szejnert z czasów PRL-u; esencja małego realizmu, proza życia; znajdziemy tu opis pracy w Supersamie:

handel spożywczy daje taką władzę. Te zakupy stały się ostatnio, niestety, wszystkim dla ludzi

problemy i ambicje właściciela szklarni z Łodzi:

trochę mi szkoda tych palm, bo myśmy rozpoczęli po wojnie polskie palmiarstwo, przedtem palma była z importu. I zapotrzebowanie na palmy ciągle trwa. W nowym budownictwie zaraz za telewizorem idzie fikus i ja nawet chciałem pójść ludziom na rękę, wyhodować minifikus, taki w sam raz - co i prestiż daje, i mieści się jakoś

typowy dzień z życia kilku pracowników Zakładów Mechanicznych Ursus: 

jeśli ktoś lubi wyglądać, daje fartuch do prania prywatnie. Dostaje wtedy wyprasowany, a zwłaszcza na wiertarkach wieloczynnościowych ludzie są wybredni

Wszystko jest dosyć zabawne i egzotyczne, do momentu, w którym nie odkryjesz, że czasy się zmieniają, ale ludzie nie. Zamiast Supersamu niech będzie losowo wybrane centrum handlowe, zamiast fikusów hodowanych przez właściciela szklarni, niech będą skórzane sofy, sprzedawane przez dowolny sklep meblowy dla ludzi z aspiracjami. I żeby nie było, że jestem jakimś zdystansowanym obserwatorem rzeczywistości: siebie też tu odnalazłam. 
W tej uniwersalności i w pięknym języku jakim są napisane, tkwi siła tych reportaży.

Polecam zakup tej książki, bo obok wszystkich swoich zalet niematerialnych, jest też bardzo ładnie wydana. Ale jeśli czekacie do pierwszego, a na święta wzięliście trzy chwilówki i ukrywacie się przed windykatorem, to można też zainteresować się opcją tańszą, czyli Ekspresem reporterów (małe książeczki, w których to między innymi ukazywały się reportaże Szejnert). Na aukcjach internetowych jest tego mnóstwo, można nabyć za złotówkę, a często nawet jeszcze taniej.  

Ocena: 5/5
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013

* Marek Miller, Reporterów sposób na życie, Cztelnik, Warszawa 1983, cyt. za: Małgorzata Szejnert, Ulica z latarnią, Warszawa 1977, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, s. 6

Reporter kryminalny t. 1: Książę oszustów - Krzysztof Kąkolewski

Nie wiem czy bardziej zasadne jest nazwanie Reportera kryminalnego zbiorem opowiadań, czy raczej zbiorem reportaży. Jak byśmy tego nie nazywali, są to świetne historie kryminalne, do powstania których inspiracją były prawdziwe wydarzenia, z którymi Krzysztof Kąkolewski zetknął się podczas pracy dziennikarza. Wszystko dzieje się w PRL-u, czasami bardzo odległym, więc i popełniane zbrodnie i metody prowadzenia śledztwa różnią się od tych dzisiejszych. Nikt tu nie sprawdza billingów, nie namierza komórki podejrzanego, śledczy wyruszający w teren, nie może się z nikim skontaktować przez telefon. Trzeba korzystać ze zdolności dedukcji i liczyć na swój intelekt. A Krzysztof Kąkolewski umiejętnie rozwijając akcję pozwala uczestniczyć nam w procesie rozwiązywania zagadek kryminalnych.
Należy sobie włączyć motyw przewodni z Vabanku i delektować się lekturą.

Ocena: 4/5
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2010

Reporterów sposób na życie - Marek Miller (ocena: 5/5)

Perełka zupełnie przypadkowo znaleziona w bibliotece. Dziwne, że przy obecnej reportażowej gorączce, nikt jeszcze nie wpadł na pomysł wznowienia tej książki.


Sny Carlosa Ruedy -

Pod koniec lat 70. w Argentynie w wyniku zamachu stanu rządy objęła junta wojskowa.
Trzymająca się faktów Cecilia, mimo niebezpieczeństwa, publikuje nieprzychylne władzy teksty. Wydaje się, że zainteresowanie się nią junty, jest tylko kwestią czasu. I rzeczywiście, po opublikowaniu tekstu pt. Dzieci z La Platy (o wspomnianej już nocy ołówków) Cecilia dołącza do grona zaginionych, natomiast jej, dotąd wycofany, mąż odkrywa w sobie dar: widzi, co dzieje się z tymi, którzy zaginęli. Jedyną osobą, której nie potrafi zobaczyć jest jego żona...

Myślę, że ta powieść bardziej by mi się podobała, gdyby autor nie zdecydował się na realizm magiczny, ale i tak jest to pozycja godna polecenia. 

Ocena: 3/5
Tłumaczenie: Jan Rybicki
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2003



Wybrany - Bernice Rubens (ocena: 3/5)


Patrz na mnie, Klaro! - Kaja Malanowska

Zupełnie nie podoba mi się język jakim została napisana ta książka. Przez całą pierwszą połowę żałowałam, że w ogóle zaczęłam to czytać i prychałam co jakiś czas z pogardą, a potem nagle coś wreszcie zaskoczyło i okazało się, że nie jest to taka fatalna książka, a w sumie to jest nawet całkiem przyzwoita.
Główna bohaterka jest do bólu nijaka, nie ma żadnych zainteresowań, a wszystko: studia, praca, małżeństwo po prostu jej się przydarza (dużą rolę w tym przydarzaniu się odgrywa jej matka), jedyne co nadaje kształt i kolor jej życiu, to ludzie, którzy ją otaczają, dlatego tak łatwo rozbudza w sobie obsesyjne uczucia. W książce jest raczej mało akcji, bo to co ma wychodzić na pierwszy plan to emocje. I w końcu mną też trochę targnęło, chociaż nadal uważam, że jest to brzydko napisane.

Ocena: 3/5
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Rok wydania: 2012


Gwiazdozbiór psa - Peter Heller (ocena: 3/5)

Dziwny przypadek psa nocną porą -

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak to jest żyć z zespołem Aspergera to przeczytajcie sobie wywiad z Johnem Robisonem, a nie tę książkę.
To co możemy znaleźć w Dziwnym przypadku psa nocną porą zupełnie mnie nie przekonuje. 
Narratorem jest piętnastoletni Christopher, który nie umie odczytywać ludzkich emocji, nie umie też czytać między wierszami i nie rozumie żartów i ironii, ponieważ wszystko bierze dosłownie. 
Przy tym wszystkim umie jednak stosować metafory i np. porównać życie do liczb pierwszych:
Liczby pierwsze zostają, kiedy zabierze się wszystkie powtarzające się wzory. Myślę, że te liczby są jak życie - bardzo logiczne, tylko że nigdy nie da się odkryć rządzących nimi reguł, choćby myślało się cały czas.

Jest porównanie do liczb pierwszych, bo Christopher oczywiście jest matematycznym geniuszem, jak wszyscy ludzie z zespołem Aspergera (ironia) i uwielbia liczby pierwsze jak każdy geniusz matematyczny (ironia). Autor rozumie jednak, że nie każdy musi być matematycznym geniuszem, więc postanawia nam wytłumaczyć, jak można dojść, które liczby są pierwsze.
Oto jego sposób:


Dobra, zróbmy tak jak proponuje narrator. Usuwamy wszystkie liczby podzielne przez 2. Super, nie mamy już 2, 4, 6, 8 itd. Teraz wszystkie podzielne przez 3, a więc pozbywamy się 3, (6 już nie ma), 9, (12 już nie ma) itd. Dalej mamy usunąć wszystkie liczby będące wielokrotnościami 4. Obawiam się, że nie mamy już żadnej, bo przecież przed chwilą usuwaliśmy wszystko podzielne przez dwa. Szanując swój czas pomijamy więc ten punkt i idziemy dalej. Mamy usunąć wszystkie wielokrotności 5. Pamiętając, że każda liczba jest też swoją własną wielokrotnością, zaczynam od usunięcia 5, a potem kolejne wielokrotności, które jeszcze nam zostały.
Dalej mam usuwać wielokrotności 6. Ta sama sytuacja co z wielokrotnościami 4. Pomijamy ten punkt. 
Dochodzimy do wielokrotności 7. Usuwamy 7 i wszystkie jej wielokrotności, które jeszcze pozostały. Potem jest i tak dalej, więc rozumiem, że mamy usuwać wielokrotności 8, 9, 10, 11, 12... aż w końcu zorientujemy się, że tym sposobem usunęliśmy wszystkie liczby z tabelki i została tylko 1 (która niestety nie jest liczbą pierwszą).

W dalszej części tego rozdziału mamy tabelkę przedstawiającą to, co powinno zostać nam po przeprowadzeniu tych wszystkich działań i są tam wszystkie liczby pierwsze do 47. Nie wiem jak to się stało, raczej musiała to być magia, bo na pewno nie matematyka. 
Myślę, że autor próbował w bardzo nieudolny sposób wyjaśnić nam na regułę działania sita Eratostenesa. Błąd popełnia już na samym początku, bo sito zaczyna się od cyfry 2, potem jest już tylko gorzej.

Podsumowując: narrator nie jest dla mnie wiarygodny ani jako osoba z zespołem Aspergera, ani jako geniusz matematyczny.
Christopher jest także narratorem, którego raczej trudno lubić: chodzi po ulicy z nożem, a jego ulubiony sen to ten, w którym wszyscy ludzie giną. Więc kiedy czytam, że ta książka jest ciepła, magiczna i bajkowa, to robi mi się trochę nieswojo.

Moja ocena: 2/5 
Tłumaczenie: Małgorzata Grabowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2004



Potyczki z Freudem. Mity, pułapki i pokusy psychoterapii - Tomasz Stawiszyński (ocena: 4/5)


Europa Środkowo - Wschodnia

Gorsze światy. Migawki z Europy Środkowo-Wschodniej - Wojciech Śmieja (ocena: 3/5)

Wyspa Pitcairn


Brima (Mjanma)

Emma Larkin - Spustoszenie (ocena: 4/5)

Belgia

Belgijska melancholia - Marek Orzechowski (ocena: 2/5)


Ajatollah śmie wątpić. Paradoks współczesnego Iranu -









wszystkie fotografie pochodzą ze strony boston.com
Ocena: 2/5
Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
Wydawnictwo: Karakter
Rok wydania: 2010

* Opis ze strony wydawnictwa Karakter

Sztokholm. Przewodnik śladami bohaterów Stiega Larssona- Wojciech Orliński (ocena: 3/5)

 

Rosja

Kurs Czukotka -


Nie ma jednej Rosji- Barbra Włodarczyk (ocena: 5/5)



O obu książkach oraz o swoich własnych rosyjskich przygodach pisałam tu.

Zamek z piasku, który runął - Stieg Larsson (ocena: 2/5)



Czytałam, kiedy miałam bardzo zły dzień i wolałam nie myśleć o swoim życiu. Książka spełniła swoją rolę. Bardzo wciągający i trzymający w napięciu thriller o kobiecie, która cierpi na amnezję następową*, a więc od dnia wypadku zapomina każdy kolejny dzień (jeśli oglądaliście Memento, albo 50 pierwszych randek to już ten motyw znacie). Temat trochę już ograny, ale autorowi udało się, mimo to, podać go w sposób zaskakujący. Całkiem przyzwoity hamburger, można się takimi zajadać, byle nie za często.

*Oczywiście ten typ zaburzeń jest przedstawiany w filmach i książkach w łatwej w odbiorze wersji pop, w rzeczywistości wygląda to zazwyczaj trochę inaczej, ale kto by chciał czytać książkę o gościu, który w kółko czyta ten sam artykuł w gazecie, albo co pięć minut pyta swojego lekarza kim jest (jeśli jednak byście chcieli coś takiego przeczytać, to w świetnej książce Olivera Sacksa - Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem jest rozdział poświęcony właśnie takiemu pacjentowi).

Ocena: 3/5
Tłumaczenie: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2012

Zamieć śnieżna i woń migdałów -

Już po przeczytaniu tytułu znamy narzędzie zbrodni, a po przeczytaniu kilku stron (zanim jakakolwiek zbrodnia w ogóle zostanie popełniona) wiemy już kto będzie sprawcą. Potem zostaje nam już tylko ponad 100 stron słabej prozy.
Książka kosztuje 30 zł, stron jest 144, czyli jedna strona kosztuje prawie 21 groszy. Ani jedna strona nie była tych 21 groszy warta. Dziękuję. Skończyłam.

Ocena: 1/5
Tłumaczenie: Inga Sawicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2012



3 komentarze:

  1. Basia - Niestrudzony tropiciel wszelkich nonsensów!

    OdpowiedzUsuń
  2. Za dużo tego, pogubiłam się

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten "Dotyk" mnie nęci, ma takie świetne opinie, że aż się boję, że skończy się jak zawsze - wszyscy pieją z zachwytu, a mi się zbiera na wymioty. Mój pewniak to Fallada, po przeczytaniu jego "Dziennika" stałam się fanką i muszę dopaść "Każdy...". No i widzę, że od czasu, kiedy skończyłam swoje potyczki z matematyką, ta wcale nie zmieniła się na lepsze, liczby pierwsze kojarzą mi się BARDZO źle.

    OdpowiedzUsuń